Strony

Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 27 stycznia 2013

21. ''- Czy mogę zaprowadzić moją córkę do ołtarza? - zapytał, a ja od razu się na to zgodziłam.''

- Zasłonię Ci oczy - powiedział mój narzeczony gdy byłyśmy już na miejscu. Stawiałam mu opór. - Proszę pozwól - spojrzał na mnie swoimi cudownymi oczyma i od razu mu uległam. Zasłonił moje oczy czarną przepaską. Najpierw poczułam, że dokądś jedziemy, później zaś znajdowaliśmy się w jakimś pomieszczeniu.
- Już kochanie - szepnął i zdjął mi przepaskę z oczu. Byłam zdziwiona, bo przyprowadził mnie do szatni Manchesteru United. Znajdowała się w nim wizażystka, a niedaleko wisiała moja wcześniej zakupiona sukienka. 
- David .. - powiedziałam załamanym głosem i wbiłam swój wzrok w podłogę.
- Kochanie - chwycił mą brodę i podniósł ją ku górze - Za godzinę masz być gotowa. - cmoknął mnie w policzek. Kazał swej rodzicielce mnie upilnować i zniknął za drzwiami.
- Bierzmy się do roboty moje panie - powiedziała wizażystka. Miałam ochotę się rozpłakać, ale powstrzymałam to. Spotkanie Davida zmieniło moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Momentalnie przypomniałam sobie każdą chwilę spędzoną z nim. Za nic w świecie nie oddałabym ich nikomu. Poprosiłam o delikatny makijaż, który w mgnieniu oka został zrobiony. Pani Jenna go wychwalała, ale nawet on nie ukrył mojej brzydoty. W pewnym momencie do szatni weszła moja mama. Była już gotowa na przyjęcie.
- Córeczko - podbiegła do mnie - Jesteś piękna - rzekła.
Nawet nie zauważyłam kiedy pani Jenna i wizażystka wyszły z pomieszczenia.
- Mamo ja akceptuję Rio - powiedziałam zdecydowanym głosem. Na tą wieść mama stała się rozpromieniona.
- Pomogę Ci z sukienką, dobrze? - wzięła ją do rąk, a ja twierdząco pokiwałam głową.  - Stresujesz się? - męczyła mnie pytaniami.
Nasza rozmowa toczyła się aż do momentu przyjścia Davida.
- Nie wiesz o tym, że ujrzenie panny młodej w sukience przynosi pecha głuptasie? - powiedziałam zadziornie i  pstryknęłam go w nos. Spojrzał na mnie z przerażeniem, a ja odruchowo wybuchnęłam śmiechem. - Nic i nikt nie popsuje nam tego dnia. - posłałam mu słodkiego buziaka.
- Gotowa? Idziemy! - rozkazał, a moje serce zaczęło bić jak oszalałe.
 Ścisnęłam mocno jego dłoń. Tak naprawdę nie miałam pojęcia dokąd idziemy i jak to będzie się odbywało. Ufałam mu i czułam, że jest tym jedynym. W głębi dziękowałam Bogu za to, że mam obok siebie tak wspaniałego człowieka. Szliśmy tunelem, a w okół nas było kilkadziesiąt paparazzi, którzy bacznie i uważnie nas nagrywali. Przyznam, że trochę mnie to krępowało. Znałam ten tunel i wiedziałam dokąd zmierza. Nie mogłam w to uwierzyć. Właściciele zgodziliby się na coś takiego? Weszliśmy na stadion. Weszliśmy na Old Trafford. Wszędzie stały świeczniki z zapalonymi świeczkami i bukiety z różnorodnymi kwiatami. Droga była usłana płatkami róż i prowadziła aż do bramki. Nie była ona jednak taka jaką można zauważyć na meczach. Była cała biała i powyklejana naszymi wspólnymi zdjęciami. David puścił mnie i zajął swoje miejsce na ''ołtarzu''. Wiedziałam, że całą drogę muszę przejść sama. Ruszyłam przed siebie, a oczy zebranych skierowały się ku mnie. Stadion był zapełniony. Nie spodziewałam się, że to będzie coś hucznego. Wolałam coś bardziej skromnego, ale cieszył mnie widok tylu fanów Davida. Na stadionie panowała niesamowita cisza, która jeszcze bardziej mnie stresowała. W bramce czekał na mnie David. Dopiero teraz przyjrzałam mu się dokładnie. Nigdy nie widziałam go w garniturze. Wyglądał bardzo męsko. Szłam przed siebie. Byłam coraz pewniejsza, a z oczu płynęły mi łzy. Nagle podszedł do mnie Rio.
- Czy mogę zaprowadzić moją córkę do ołtarza? - zapytał, a ja od razu się na to zgodziłam.
Odetchnęłam z ulgą gdy miałam swojego tatę pod ręką. Złapałam się za brzuch i pogłaskałam moją malutką Meggie. Doszliśmy do Davida.
- Oddaję Ci moją córkę - powiedział Rio i wrócił do mojej mamy.
Uśmiechnęłam się do niego i padłam w ramiona Davida. Ceremonia się rozpoczęła. Wszystko przebiegło pomyślnie. Obydwoje przyrzekliśmy sobie miłość na wieki. Po wszystkim podchodzili do nas zebrani, aby nam pogratulować.
- Tylko mi go nie utucz - powiedział Alex z towarzyszącą mu Cathy.

_____
Jest! Udało mi się napisać 21 <3 Dziękuję Wam. Tylko wy trzymacie mnie tutaj i motywujecie swoimi komentarzami! KOCHAM WAS! Nie chcę rezygnować z bloga. Dziękuję Wam za tą wytrwałość.



piątek, 25 stycznia 2013

20 ''- Oszalałeś? Jak ja wyglądam? David, oszalałeś. - powiedziałam spoglądając na niego.''

Otworzyłam oczy, bo nie uzyskałam odpowiedzi. To co zobaczyłam było dla mnie szokiem. Obok mojego łóżka stał Tom wraz z matką Davida. Nerwowo przełknęłam ślinę i powstrzymywałam język od wypaplania jakiegoś głupstwa.
- Witaj Meg - powiedział Tom i pocałował mnie w policzek ręką masując mój brzuch. - Jak się czujecie? - zapytał.
Wzrok pani Jenny był wbity w podłogę.
- W porządku. - skłamałam.
- Porozmawiaj z nią ja zaraz wrócę - usłyszałam jak pan Tom szepcze matce Davida do ucha. Byłam zmieszana, ale wciąż miałam nadzieję, że pani Jenna zrozumie, że Edurne już nie ma. Tak jak mówił pan Tom tak też zrobił. Zostałyśmy we dwie.
- Mogę usiąść? - zapytała pani Jenna, a ja twierdząco pokiwałam głową. - Przepraszam - usłyszałam z jej ust. - Myliłam się co do Ciebie. Wybaczysz mi? - moje modlitwy zostały wysłuchane. Uśmiechnęłam się sama do siebie kryjąc wzruszenie.
- Wybaczę. - powiedziałam i uścisnęłam jej rękę.
- Jak ją nazwiecie? - zapytała dotykając mojego brzucha.
Tej nocy już nie usnęłam. Matka Davida sprawiła, że w spokoju mogłabym odejść z tego świata. Długo rozwiałyśmy na temat tego co będzie jeśli umrę. Choć ja byłam pewna, że tak na pewno będzie. Oni jednak nie dopuszczali do siebie tej myśli. David nie mógł zostać u mnie na noc, więc postanowiłam wykorzystać okazję. Wzięłam pamiętnik i zaczęłam pisać. Miałam nadzieję, że gdy zakończę swój żywot, wszystko co napisałam będzie podporą dla Davida. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała to zrobić. Byłam pewna czego chcę dla nich - dla Davida i Meg.
      - Jak Ty wyglądasz, kochanie..- z samego rana wpadł do sali David.
- Nie mogłam spać - odpowiedziałam. - Twoja matka..
-  Tak, wiem. Bardzo się cieszę. - powiedział i namiętnie mnie pocałował. - Muszę Ci coś powiedzieć - zaczął. Nie lubiłam gdy tak mówił. Zawsze bałam się, że to coś poważnego. - Dzisiaj bierzemy ślub.
- Oszalałeś? Jak ja wyglądam? David, oszalałeś. - powiedziałam spoglądając na niego. Jego mina jednak wskazywała, że jest całkiem poważny.- Ale ja nawet nie mam sukienki..
- Kochanie, nie martw się. Lekarze pozwolili, abym zabrał Cię ze szpitala na 9 godzin. Wszystko jest już załatwione - na te słowa padłam mu w ramiona. Wiedziałam, że był najwspanialszym co mnie spotkało w życiu.
- Chcesz tego? Przecież ja..- chciałam dodać umieram, ale położył palec na moich ustach.
- Zbierajmy się. - powiedział.
W godzinę byłam gotowa do wyjścia ze szpitala. Razem z matką Davida, gdyby ktoś powiedział mi miesiąc temu, że razem z nią to wyśmiałabym go, wybrałyśmy się na poszukiwanie sukienki.Wszystko działo się tak szybko, że nie miałam czasu na myślenie. Wybrałam najlepszą. Taką, która w pełni wyeksponuje mój brzuch. Znalazłyśmy też chwilkę na lody, bo miałam na nie straszną ochotę.
- Kopie - powiedziałam i przyłożyłam szybko rękę mojej przyszłej teściowej. Widziałam jej wzruszenie, które uparcie próbowała skryć.
- On jest szczęśliwy, ja również - przytuliła się do mnie. Po słodkich chwilach poszłyśmy na miejsce. Sama nie wiedziałam gdzie to ma się odbyć. David jak zwykle mnie zaskoczył...

___
Kolejna długa przerwa, nienawidzę tego. Zgubiłam hasło, ale już wszystko w porządku. Mam więcej wolnego czasu, więc spodziewajcie się nowości!

      

sobota, 12 stycznia 2013

19. ''- Nazwiesz ją Meg? - powiedziałam ze strachem w głosie.''

Po kąpieli położyłam się wygodnie do łóżka. W pewnej chwili poczułam mocne kopnięcia. Zwijałam się z bólu. Czy to naprawdę tak boli? Zaciskałam zęby, aby rodzicielka niczego nie usłyszała, a co za tym idzie nie wpadła w histerię. Dałam radę i ,nie wiedząc kiedy, zasnęłam.
    - Mała, czekamy ze śniadaniem. - usłyszałam głos Rio i od razu zerwałam się z łóżka. Przypomniałam sobie o wczorajszych boleściach.
- Za chwilkę zejdę. Tylko się ubiorę - powiedziałam do niego, aby jak najszybciej wyszedł z mojego pokoju. Gdy to uczynił szybko podbiegłam do lustra. Podwinęłam koszulkę i zaczęłam gładzić mój brzuch.
- Maleństwo, jeszcze tylko 3 miesiące. Wytrzymasz, rozumiesz? - powiedziałam roniąc jedną, samotną łzę. Otarłam ją szybko i niczym słoń zeszłam na śniadanie.
- No w końcu. Jajecznica już wystygła - powiedziała mama, o dziwo z uśmiechem na twarzy.
- I dobrze, lubię zimną - odparłam i usiadłam na swoje miejsce.
Jedliśmy rozmawiając o jakiś mało istotnych rzeczach. Najedzona chciałam wrócić do swego pokoju, ale mama poprosiła, abym jeszcze zaczekała. Posłusznie zostałam.
- Posłuchaj Meg.. to co teraz powiem na pewno odmieni w jakimś stopniu Twoje życie. Nie mogłam tego powiedzieć Ci wcześniej,bo.. za chwilkę się dowiesz. Obie dużo przeszłyśmy.. śmierć Twojego ojca..no właśnie. To nie był Twój biologiczny ojciec. - na te słowa wytrzeszczyłam oczy.
- To kto do cholery nim był? - wrzasnęłam, bo miałam już dosyć tajemnic.
 - Rio. Zrozum mnie, proszę! To była młodzieńcza miłość. Nie powiedziałam mu wtedy o ciąży, bo bałam się, że mnie zostawi. Rozumiesz? Meg, rozumiesz? - mówiła niespokojnym głosem, ale ja tylko uważnie się jej przyglądałam. Ból znowu dawał się we znaki. Był tak silny, że krzyczałam, aby zawieźli mnie do szpitala.
      - Musi pani zostać w szpitalu do końca ciąży - powiedział lekarz prowadzący moją ciążę.
- Jak to? Jak to do końca? Mam tu spędzić 3 miesiące? - odpowiedziałam załamanym głosem.
- Dzisiaj zaczyna pani siódmy miesiąc. Będziemy musieli przyspieszyć poród, więc urodzi pani już w ósmym miesiącu. Potrzebuje pani przeszczepu, jak najszybciej. Dlatego musimy mieć panią pod stałą obserwacją - wytłumaczył mi wszystko, a ja tylko kiwnęłam głową na znak zrozumienia.
To był czas, aby pożegnać się ze wszystkimi. Czułam, że umrę i, że osierocę własne dziecko.
- Panie doktorze? - powiedziałam, gdy kierował się ku wyjścia - To dziewczynka, prawda?
- Tak, to dziewczynka - powiedział uśmiechając się do mnie i wyszedł z sali.
Tuż po jego wyjściu od razu wparował do mnie David. Bez żadnych pretensji, bez słów pocałował mnie w usta. Wiedziałam, że mnie rozumie.
- Nie stracę Was - powiedział masując mnie po brzuchu.
Tak bardzo chciałam mu powiedzieć, że nie. David był wspaniałym mężczyzną i byłam pewna, że poradzi sobie z opieką nad naszą córeczką.
- David ? Obiecasz mi coś? - zapytałam niepewnie.
- Dla Ciebie zrobię wszystko, przecież wiesz - odparł i z niepokojem patrzył w moje oczy.
- Nazwiesz ją Meg? - powiedziałam ze strachem w głosie.
- Głuptasie - spuścił wzrok i pobladł. Przytulił mnie mocno.
Nie uzyskałam odpowiedzi na moje pytanie, ale postanowiłam dać sobie z tym dzisiaj już spokój.
 - Kochanie, jadę po Twoje rzeczy za godzinę będę - powiedział David i całując mnie w czoło zniknął.
Postanowiłam się zdrzemnąć, bo czułam, że maleństwo również tego potrzebuje.
- Zapomniałeś czegoś ? - powiedziałam z zamkniętymi oczyma, bo usłyszałam czyjeś kroki.

__
Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego rozdział jest tak późno.. Jak i tego dlaczego jest krótki. Przepraszam.

piątek, 7 grudnia 2012

18. ''- Wyjdźcie stąd! Wynocha - powiedziała i pchała nas w stronę drzwi. ''

Obudziłam się już bez większych boleści. 
- Jesteś blada jak ściana - powiedział David siedzący obok mnie. 
- Nie przesadzaj - odpowiedziałam i dałam mu znak, aby mnie przytulił.
Trwaliśmy w objęciach przez chwilę. W pewnym momencie do salonu, w którym byliśmy, wszedł ojciec Davida.
- Namówiłem matkę na wspólną kolacje, więc możesz zaprosić .. - przerwał gdy zrozumiał, że to była tajemnica.
- O co chodzi? - zapytałam Davida. Byłam bardzo ciekawa, a skoro jego ojciec już zaczął to chciałam wiedzieć. Jaka kolacja? Nie miałam siły na spotkanie z tą kobietą.
- Zaprosiłem twoją mamę z Rio na kolacje. Chyba nie jesteś zła, hm? - zapytał całując mnie w czoło.
Nie robiłam mu wyrzutów, ale owszem, byłam zła. Wręcz wściekła za to, że nic mi wcześniej nie powiedział.
      Czas do kolacji nieubłaganie się zbliżał. Chcąc - nie chcąc musiałam na niej być. Czułam, że jest mi łatwiej szczególnie dlatego, że polubiłam Davida ojca i jak przypuszczałam on mnie również. Jak zwykle ubrałam się tak jak mi się podobało, a nie tak jak powinnam przez co byłam zmierzona przez matkę Davida. Moja rodzicielka wraz z Rio przybyli punktualnie. Zaczęliśmy kolacje w ciszy. Nikt nie miał odwagi się odezwać. 
    Stół był pięknie ustrojony. Stały na nim dwie świeczki, które znakomicie wpasowały się w świąteczny nastrój. Ktoś kto do niego nakrywał zadbał o najdrobniejszy szczegół. 
    W końcu ciszę przerwał David wstając gwałtownie z krzesła. Puknął widelcem o kieliszek, aby dać do zrozumienia nam, obecnym, że chce coś powiedzieć. 
- W końcu nadszedł ten dzień. Zebraliśmy się wszyscy przy stole po raz pierwszy. Jest to doskonała okazja do tego.. do tego co za chwilę uczynię. Każda moja część pragnie Twojej obecności Meg, Twojej stałej uwagi, potrzebuje Twoich słów i myśli. Dziękuję losowi, że sprawił tak, a nie inaczej. Dziękuję mu za to, że się poznaliśmy w taki, a nie inny sposób. Dziękuję za piękne chwile spędzone z Tobą, ale też za te złe - które przetrwaliśmy razem i które sprawiły, że dziś jesteśmy silniejszymi ludźmi. Dlatego ja David de Gea - powiedział i uklęk na jedno kolano. W mojej głowie panował chaos. Co on do cholery jasnej robił? Chciałam mu powiedzieć żeby się nie wygłupiał i wstał, ale coś mnie powstrzymywało. Moje oczy zalewały już łzy. - Ja David de Gea pragnę zapytać Ciebie, pytając wcześniej o zgodę Twoich rodziców, czy wyjdziesz za mnie. Obiecuję Cię kochać przez całe życie. - wyjął pierścionek, a ja stałam jak wryta. Popatrzyłam na rodziców jego i moich. Wszyscy prócz matki Davida z dumą w oczach patrzyli na nas. Nic nie mówiąc wyciągnęłam dłoń w stronę Davida. Nie mogłam z siebie nic sensownego wykrztusić. Pragnęłam jak najszybciej go przytulić i to też zrobiłam po tym, gdy włożył pierścionek na mój palec. Rzuciłam mu się na szyję i płakałam jak dziecko. Widziałam jak moja matka stoi wzruszona. Starałam się unikać spojrzenia mamy Davida, więc zamknęłam oczy i najmocniej jak mogłam wtuliłam się w mojego.. narzeczonego? Tak. Narzeczonego. 
- Nie zgadzam się na to! Nie zgadzam - usłyszeliśmy lament pani Jenny, która z płaczem wybiegła z pokoju. Spojrzałam na Davida i dałam mu znak, aby za nią pobiegł. Zrobił to. Wiedziałam, że prędzej czy później musi się z tym pogodzić, że Edurne już nie ma, że jej ukochany syn będzie niebawem ojcem i kocha kogoś innego. 
- Nie martw się. Przejdzie jej. Tak się cieszę, że będziesz należała do naszej rodziny - podszedł do mnie pan Tom, a ja nawet nie potrafiłam się uśmiechnąć
Bez namysłu poszłam za Davidem, chociaż mnie powstrzymywano. Usłyszałam hałasy dobiegające z pierwszej sypialni, więc tam weszłam.   
- Niech pani w końcu zrozumie to, że Edurne nie ma. Nie ma i nie będzie. Jestem ja, Meg. - wrzeszczałam na nią. Chciałam zrobić to już dawno, ale teraz zebrałam w sobie odwagę. 
- Wyjdźcie stąd! Wynocha - powiedziała i pchała nas w stronę drzwi. 
- Jak pani tak może? To pani syn, a chce nim pani dyrygować. - nie dawałam za wygraną. Musiałam jej przemówić do rozumu.
- Chodź Meg, nie warto - powiedział zrezygnowany David i wziął mnie pod rękę. Przełknęłam ślinę i wściekła wyszłam trzaskając drzwiami.      
- Dajcie jej trochę czasu - powiedział pan Tom, a ja znowu się popłakałam.
Kolejny dzień chodziłam przemęczona. Bałam się, że to może źle wpływać na moją ciąże. 
- Zabierzemy Meg do domu David - powiedział Rio, a ja nie zaprzeczałam. Potrzebowałam chwili dla siebie. Musiałam przemyśleć pewne sprawy i zastanowić się co robię źle.
- Miło było poznać - powiedziała moja matka.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi - oczywiście prócz matki Davida - i pojechaliśmy do domu. Będąc na miejscu nalałam wody do wanny. Miałam ochotę na relaksującą kąpiel i tak też zrobiłam. Nie było mnie dla nikogo. To był czas dla mnie. Czas w którym musiałam podjąć pewne decyzje, aby nie tkwić w jednym punkcie.         

________
Dziękuję za to, że tu wciąż jesteście! <3  

piątek, 30 listopada 2012

17. ''- Nie denerwuj się - szepnął do mnie, a ja tylko mocniej uścisnęłam jego rękę. ''

Przekręciłam zamek. W drzwiach stał Ronaldo wraz z Fabio da Silvą. Otworzyłam usta, bo nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje.
- Pomyliliśmy chyba adres - powiedział Ronaldo do Fabio uśmiechając się przy tym cwaniacko. W pewnej chwili też miałam takie myśli. Oni pod moimi drzwiami z bukietami róż w rękach? To było jak sen. - Meg?-zapytał zaciekawiony Ronaldo.
- No w końcu - krzyknął zza moich pleców Alex. - Gdzie wyście się podziewali? U fryzjera? - zażartował nerwowo żując gumę. - No wchodźcie, bo przeciąg robicie - dodał, a ja patrzyłam na nich jak w obrazek.
- Proszę piękna - powiedział Ronaldo i wręczył mi, wcześniej ujrzany przeze mnie, bukiet róż. Nie znałam go jeszcze. Ze wskazaniem na jeszcze. Podziękowałam za upominek i zasiedliśmy ponownie do stołu. Panowałam miła atmosfera. Taka jaka powinna być na święta. Pierwszy raz czułam, że mam blisko swoją rodzinę. Traktowałam ich tak. W domu nigdy nie było typowej wigilii. Ojciec leżał napity na kanapie i oglądał jakieś seriale. Jedynie, gdy pojechałyśmy wraz z mamą do babci to można było odetchnąć. Łza radości spłynęła po moim policzku. Otarłam ją. Byłam pewna, że nikt jej nie widział.
       Zima chcąc - nie chcąc była piękną porą roku. Niektóre zwierzęta zapadały w sen, a inne odlatywały. W powietrzu było czuć jakąś tajemniczą woń. Mimo męczących mrozów można było odnaleźć w niej pozytywy. Święta to jeden z nich. Święta spędzone w rodzinie, w miłej świątecznej atmosferze. W tym czasie uświadamiamy sobie jak bardzo ważna i cenna jest rodzina.
      - Dlaczego wczoraj się popłakałaś? - zapytał Cris, gdy kierowałam się do kuchni. Nie przywykłam do widoku półnagiego faceta w domu, a wszyscy po wczorajszym wieczorze nocowali u nas. Skąd on wiedział, że płakałam?
- Nie płakałam - zaprzeczyłam temu. Nie chciałam żeby wiedział, a tym bardziej nie miałam ochoty na zwierzenia.
- Wiem co widziałem - uśmiechnął się kpiąco i wszedł do łazienki.
Nie przejmowałam się tym i poszłam do kuchni, aby napić się czegoś ciepłego. W pewnym momencie poczułam jak ktoś mnie obejmuje w pasie.
- Zgadnij kto - szepnął mi do ucha. Po zapachu i sposobie w jaki mnie przytulał wiedziałam, że to David. Wzięłam jego ręce z moich bioder, aby go nieco wystraszyć. Gdy zobaczyłam jego przerażoną minę rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam całować.
- Jedziemy dzisiaj do mojej rodziny - powiedział David, gdy skończyliśmy. Zaskoczył mnie, ale w sumie to był najwyższy czas na poznanie jego rodziców. - Jeszcze im nie mówiłem o dziecku. Powiemy im razem - pocałował mnie w czoło. Kiwnęłam głową na znak tego, że się zgadzam. Nie ukrywam, że cała sytuacja była dla mnie bardzo stresująca. Bałam się, że rodzice Davida mnie nie zaakceptują.
      Po godzinie byliśmy na miejscu. Ubrałam się skromnie. Brzucha jeszcze aż tak nie było widać, więc ktoś mógł pomyśleć, że tylko przytyłam. Złapałam Davida i razem weszliśmy do środka.
- Nie denerwuj się - szepnął do mnie, a ja tylko mocniej uścisnęłam jego rękę. Im bliżej byliśmy spotkania z nimi tym szybciej biło mi serce. Matka Davida od razu rzuciła się na swojego ukochanego syna.
- Edurne? O Chryste, jak Ty się zmieniłaś, ale wyglądasz teraz dużo lepiej! A ten brzuch? Przytyłaś, a może jesteś w ciąży? - zarzuciła mnie masą pytań.
- Mamo to jest Meg, moja dziewczyna - powiedział David nie pozwalając mi na odpowiedź. Miałam język w buzi, więc sama mogłam odpowiadać.
- Spodziewamy się dziecka - powiedziałam patrząc na jej twarz. Jenna - mama Davida najwidoczniej w świecie nie była zadowolona. Gdy dowiedziała się, że nie jestem Edurne była zmieszana.
- Miło Cię poznać. Jestem Tom - ucałował mnie w rękę ojciec Davida.
Przeszliśmy do salonu. Czułam, że to będzie najcięższy obiad w moim życiu. David uśmiechnął się do mnie. Jednak nie odwzajemniłam tego. Czułam się obco.
- Może barszczu? - zapytała Jenna. Zaprzeczyłam głową, że nie chcę. Nie lubiłam barszczu. - Edurne lubiła - powiedziała matka Davida. Poczułam jak się we mnie gotuje. Gdyby nie było przy mnie Davida, to zabiłabym tą kobietę. - To może rybki? Musisz coś jeść - męczyła mnie pytaniami, lecz ja znowu dałam znak, że nie, ponieważ ryby od małego nie cierpiałam. - Edurne.. - ugryzła się w język Jenna.
- Jenna przestaniesz? - wtrącił się ojciec Davida. Widać było po nim, że wstydzi się tego co wyprawia jego żona.
- Dlaczego? Nie przestanę. Zerwał z Edurne dla takiego czegoś i na dodatek już spodziewają się dziecka? Z Edurne był tyle lat i potrafili się zabezpieczać. - odpowiedziała, a do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. Ledwo poznałam matkę swojego ukochanego, a ona mnie już nienawidzi. Nic jej nie zrobiłam. Z płaczem wybiegłam z domu. Słyszałam jak David wydziera się na matkę. Po chwili zjawił się obok mnie.
- Zostaw mnie w spokoju - krzyknęłam zła. Nagle złapał mnie silny ból brzucha, że w jego wyniku przykucnęłam.
- Co jest? Meg? - zapytał przerażony David. Sama nie wiedziałam co się dzieje, ale nie chciałam być znowu dla niego ciężarem.
- Wszystko okej - okłamałam go i z trudem się wyprostowałam.
Musiałam wejść z powrotem do tego domu, bo nie wiedziałam co się dzieje w środku mnie. Czy wszystko było w porządku z dzieckiem? David postarał się o to abym nie musiała widzieć jego matki, a mi kazał się położyć wygodnie na kanapie.
- Ała.. - syknęłam z bólu, który z minuty na minutę się nasilał.
  ___________
No i 17. Dziękuję za te 8 tys. wyświetleń i 14 osób obserwujących. Najbardziej motywują mnie komentarze. Mam nadzieję, że historia Meg i Davida, oraz spółki nadal was ciekawi.

piątek, 23 listopada 2012

16. ''- Jeszcze jakieś tajemnice ? - rzucił Rafael, a wszyscy parsknęliśmy śmiechem. ''

Syknęłam dając do zrozumienia, że wszystko mnie boli.
-Gdzie ja jestem? - zapytałam rozglądając się uważnie. Nie musiałam dostawać odpowiedzi, bo dokładnie znałam to miejsce. Znowu byłam w szpitalu. Czułam jak on staje się dla mnie drugim domem.
- Ma pani wielkie szczęście - usłyszałam głos lekarza stojącego nad moim łóżkiem. David również był obok i trzymał mnie za rękę. Na głowie miał bandaż i kilka plastrów. - Dziecko rozwija się prawidłowo - odparł lekarz, a ja wytrzeszczyłam oczy.
- Jakie dziecko? - wykrzyknęłam z niedowierzania, przecież ja nie mogłam zajść w ciążę.
- Pani dziecko. Czy ma pani świadomość, że przy pani chorobie to strasznie nie odpowiedzialne? - powiedział lekarz z wyrzutem. - Musi je pani usunąć jeżeli chce pani przeżyć - dodał.
- Muszę ? Nic nie muszę! - wykrzyczałam przez łzy. Chciał zabić człowieka tkwiącego we mnie. Mocno ścisnęłam rękę Davida.
- Ten poród może się źle skończyć - powiedział lekarz próbując mnie uspokoić, ale działało to w odwrotną stronę.
- Nie usunę. Doprowadzę ciążę do końca. Może pan nas zostawić samych? - wyprosiłam lekarza, a on bezradnie wyszedł z sali. - David posłuchaj. - ścisnęłam jego dłoń. - Wiesz, że to Twoje dziecko? Chcę je urodzić i to zrobię. Nawet jeśli umrę to i tak już zdecydowałam. Ta mała istota to dowód naszej miłości i skoro już jest we mnie to ja nie pozwolę jej zabrać. Rozumiesz? - zapytałam.
- Rozumiem, ale ..
- Nie ma żadnego '' ale '' - odparłam.
- Przepraszam, że spowodowałem ten wypadek. To moja wina. - David spuścił głowę w dół.
- Nie Twoja. Chcę już stąd wyjść. Dzisiaj przecież jest wigilia - odparłam smutno, bo nie wiedziałam z kim ją spędzę.
- No właśnie jeśli o nią chodzi to Twoja mama zaprosiła wszystkich diabłów na wigilię. - powiedział David, a ja nie kryłam swojego zadowolenia równocześnie go całując. - Przyjadę po Ciebie za godzinę. Do zobaczenia. - musnął mnie w czoło i odjechał. W międzyczasie ubrałam się i spakowałam. Zdążyłam jeszcze przeczytać kilkadziesiąt stron książki.
     Zgodnie z obietnicą David przyjechał po mnie, gdy minęła godzina. Mogłabym uczyć się od niego punktualności. Życzyliśmy wszystkim w szpitalu pogodnych świąt i  ruszyliśmy w stronę mojego domu. Denerwowałam się, bo wiedziałam, że tego wieczoru powiem całą prawdę. Ciąża nie była żadną tajemnicą, ale nie wiedziałam jaka będzie reakcja. Wchodząc do domu można było wyczuć zapach wigilijnych potraw, a w tle leciały piosenki typowe na ten okres. Mama siedziała w kuchni razem z Rio, Evrą, Fergusonem i jego żoną Cathy. Robili jeszcze jakieś smakołyki. Przywitaliśmy się ze wszystkimi. Jak zwykle wśród nich nie można było być smutnym.
- Mała - podbiegł do mnie groszek i mnie przytulił. Chłopacy siedzieli przed telewizorem grając w fifę.
- Nawet w wigilię sobie nie odpuścicie ? - krzyknął Alex z kuchni.
- Nie! - krzyknęli równocześnie, wywołując śmiech wszystkich tam obecnych. - Chodźcie zagrajcie z nami - krzyknęli w moją stronę i Davida. Nie musieli mnie długo prosić.
- Nie kłam, że grasz po raz pierwszy - odezwał się oburzony Rafael po przegranym turnieju.
- No dobra. Gram codziennie - okłamałam go, aby nie czuł wstydu przed kolegami.
- Podano do stołu - krzyknął Rio razem z moją mamą. Zerwaliśmy się natychmiast z miejsc. Byliśmy strasznie głodni.
- Najpierw dzielimy się opłatkiem - Sir Alex oznajmił jedzącemu już Evansowi. Z lekkim burakiem na twarzy odłożył jedzenie na bok.Wiedziałam, że to ten moment, że muszę to teraz oznajmić.
- Halo - krzyknęłam na całą jadalnie, a wszyscy ucichli i spojrzeli na mnie. Podeszłam do Davida i złapałam go za rękę. - Chciałam Wam powiedzieć, że my z Davidem spodziewamy się dziecka. Jesteście częścią naszego życia, więc postanowiliśmy, że powinniście o tym wiedzieć - odetchnęłam z ulgą. Wszyscy przyjęli to dobrze. Nawet mama uśmiechnęła się i z radości pocałowała Ferdinanda.
- Teraz nasza kolej.- powiedziała trzymając go za rękę. Wiedziałam co chce powiedzieć. - Kochamy się z Rio i jesteśmy razem - chłopacy zaczęli klaskać i gwizdać.
- Jeszcze jakieś tajemnice ? - rzucił Rafael, a wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
Cieszyłam się, że przyjęli moją ciążę w taki sposób. Żaden z nich nie miał pojęcia jakie to niebezpieczne, ale tak było lepiej. Nie robili mi niepotrzebnych awantur. Widziałam jak Rafa zbliża się ku mnie, aby podzielić się opłatkiem.
- Dużo dzieci - powiedział i mruknął mi do ucha. Znowu wybuchłam śmiechem. Pocałowałam go w policzek i ułamałam kawałek opłatka.
- Bądź dalej taka wspaniała jaka jesteś teraz. Nawet jeśli dużo przytyjesz to nic takiego. Po ciąży możemy razem pobiegać. - powiedział Chicharito i dotknął mego brzucha, który nie był jeszcze aż tak widoczny.
Następnymi w kolejce byli Cathy i Alex. Wyglądali razem cudownie mimo swoich lat. Jak oni wytrzymali ze sobą tak długo?
- Macie już miłość, macie jej dowód. Czego Wam życzyć? - powiedziała Cathy. Widziałam ją pierwszy raz w życiu, ale już ją polubiłam.
- Jesteście nieodpowiedzialni. Jeżeli Cię stracę - powiedziała mama z Rio podchodząc do mnie. Padłyśmy sobie w ramiona i rozkleiłyśmy się na dobre. - Będzie dobrze - rzucił Ferdinand i również nas przytulił.
Po dzieleniu opłatkiem zasialiśmy do wspólnej kolacji.
- Włączcie Kevina - powiedział Rooney, mając w tym pełne poparcie syna. Bez Kevina nie było mowy o świętach. Stał się on już tradycją. Tego wieczoru zapomniałam o chorobie, o tym jak niebezpieczna jest moja ciąża. Patrzyłam na Coleen, której już lekko odstawał brzuch. Ona również była w ciąży. Wiedziałam, że doprowadzę swoją do końca. To były najwspanialsze święta jakie do tej pory miałam.
- Kto otworzy? - zapytał Cleverley, gdy rozległ się dzwonek od drzwi. Wypadło na mnie. Kogo nogi niosły w ten wieczór? Może to jakiś bezdomny? Wstałam i podeszłam do drzwi.

________
Jest 16. Dzisiaj wcześniej, ponieważ siedzę w domu i się kuruję. Troszkę mi się zachorowało, ale to nic takiego. Chciałabym dodawać tutaj coś częściej, ale szkoła rujnuje moje plany, a po drugie nie wiem czy jest dla kogo. Jeśli ktoś czyta to myślę, że rozdział w pełni go zaciekawił. W końcu mamy upragniony weekend. Co tam u was?

czwartek, 15 listopada 2012

15. ''- Wybaczę. - uścisnęłam mocno jego dłoń.''

- A co gdybyśmy mieli dziecko ? - powiedział David kiedy usiedliśmy do stołu.
- Przy mojej chorobie to byłoby zagrożenie - odparłam udając, że się uśmiecham.
- Przepraszam - wyszeptał. - Nie chciałem Cię urazić.
Dziecko? W tym wieku? Nie, nie mogłam. Chociaż dziecko byłoby uzupełnieniem naszej miłości.
- Przyjadę po Ciebie wieczorem, okej? - zaproponował David, a ja się na to zgodziłam.
Posprzątałam jego mieszkanie i postanowiłam, że pojadę na zakupy. Od kilku miesięcy ich nie robiłam, a musiałam jakoś odreagować. Pojechałam, więc do najbliższej galerii. Chodząc po sklepach zauważyłam jak ktoś mnie obserwuje. Ogarnął mnie strach i przerażenie. Podjęłam decyzję, że wrócę do domu i jak gdyby nigdy nic wyszłam z galerii. Ten ktoś szedł za mną, czułam to.
- Zaczekaj - usłyszałam znajomy głos.
- Patrick? Co Ty tu robisz? Już Cię wypisali ? - zapytałam z niedowierzaniem, gdy się odwróciłam.
- Chciałem się pożegnać..
- Pożegnać śledząc mnie? To powodzenia. Dlaczego się nie odezwałeś?
- Nie chciałem. Skrzywdziłem Cię, przepraszam. - w jego oczach po raz pierwszy zobaczyłam smutek.-Masz ochotę na jakąś kawę? - zaproponował.
Nie potrafiłam mu odmówić. Musiałam mu wybaczyć, bo on również był ofiarą. Z powrotem poszliśmy do galerii. Zamówiłam swoją ulubioną kawę. Między mną, a Patrickiem panowała cisza. Poczułam w pewnej chwili jak całuje mnie w usta.
- Nie, nie, nie - odepchnęłam go od siebie. Mogłam się z nim kolegować, ale tego było już za dużo.-Nie zmieniłeś się. - w pewnym momencie zobaczyłam jak Patrick zbladł. - Co się dzieje?
Chłopak zaczął wymiotować krwią. Bez dłuższego namysłu zadzwoniłam po karetkę. Pojechałam tam razem z nim, bo kto inny by pojechał? Nie wiedziałam co się z nim dzieje, ale mimo to bardzo się o niego martwiłam. Zrobił mi tyle złego, więc nie powinnam była mu tego wybaczać, ale ja tak nie potrafię. Każdy z nas zasługuje na drugą szanse. W szpitalu z Patrickiem było coraz gorzej. Tracił oddech i lekarze powiedzieli, że odejdzie z tego świata. Siedziałam obok niego i trzymałam go za rękę.
- Wybaczysz mi ? - wysapał. Wydawało mi się, że to było już dla niego ciężkie.
- Wybaczę. - uścisnęłam mocno jego dłoń.
Nie chciałam się rozkleić, ale nie potrafiłam tego powstrzymać. Trzymając go poczułam jak jego ręka się rozluźnia. Usta pragnęły wziąć oddech, ale on już odszedł. Odszedł do mojego ojca. Do nieba, bo nie był złym człowiekiem. Z płaczem wybiegłam ze szpitala i wsiadłam w autobus. Musiałam wrócić do domu. Chciałam położyć się w swoim pokoju i zasnąć. To było zbyt dużo jak na jeden dzień.
- Mamo jesteś? - krzyknęłam z płaczem.
Zobaczyłam mamę razem z Rio Ferdinandem na kanapie. Jeszcze nie wiedziałam co jest grane. Mama i Rio siedzieli przytuleni, a gdy weszłam to trochę się speszyli.
- Co się stało? Gdzie Ty byłaś? - zapytała zaniepokojona.
Nie chciałam jej w niczym przeszkadzać, a tym bardziej nie w randce. Boże, randce. Ona i randka? I to jeszcze z Rio? Nie, nie chciałam o tym myśleć. Z płaczem poszłam do swojego pokoju. Strata kogoś to najgorsze uczucie.
      - Śpisz? - po kilkunastu minutach zjawił się u mnie David.
- Nie śpię - powiedziałam ocierając łzę z policzka.- David, Patrick nie żyje - dodałam i rzuciłam mu się w ramiona. Posiedzieliśmy chwilę w ciszy.
- Chodź Meg. Zabieram Cię gdzieś - złapał mnie za rękę i poszliśmy do jego auta.
Nie miałam pojęcia gdzie mnie zabiera, ale wiedziałam, że nie mam ochoty na zabawę.
- Jak wy się spotkaliście dzisiaj? - zapytał mnie David, ciągle prowadząc auto.
- Śledził mnie, a później poszliśmy na kawę. - opowiedziałam. - Ale to nie wszystko.. Pocałował mnie. - dodałam,bo nie mogłam go okłamywać. David patrzył sie na mnie jakbym kogoś zabiła. - David skręć - rzuciłam, bo zauważyłam wjeżdżającą na nas ciężarówkę. Lekki ból opanował moje ciało. Byłam świadoma tego, że uderzyliśmy w drzewo. Spojrzałam na Davida, który coś do mnie krzyczał, ale ja już tego nie usłyszałam i odpłynęłam.

_________
Tak jak obiecałam, tak zrobiłam. Dodaję 15. Krótki? Tak wiem, niestety. Musiałam przerwać w takim momencie. Jestem strasznie zmęczona całym tym tygodniem, naprawdę. Testy były trudne, przynajmniej dla mnie. Polski szczerze powiedziawszy najłatwiejszy. No, ale to tylko próba :') A co tam u was?