Strony

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 listopada 2012

17. ''- Nie denerwuj się - szepnął do mnie, a ja tylko mocniej uścisnęłam jego rękę. ''

Przekręciłam zamek. W drzwiach stał Ronaldo wraz z Fabio da Silvą. Otworzyłam usta, bo nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje.
- Pomyliliśmy chyba adres - powiedział Ronaldo do Fabio uśmiechając się przy tym cwaniacko. W pewnej chwili też miałam takie myśli. Oni pod moimi drzwiami z bukietami róż w rękach? To było jak sen. - Meg?-zapytał zaciekawiony Ronaldo.
- No w końcu - krzyknął zza moich pleców Alex. - Gdzie wyście się podziewali? U fryzjera? - zażartował nerwowo żując gumę. - No wchodźcie, bo przeciąg robicie - dodał, a ja patrzyłam na nich jak w obrazek.
- Proszę piękna - powiedział Ronaldo i wręczył mi, wcześniej ujrzany przeze mnie, bukiet róż. Nie znałam go jeszcze. Ze wskazaniem na jeszcze. Podziękowałam za upominek i zasiedliśmy ponownie do stołu. Panowałam miła atmosfera. Taka jaka powinna być na święta. Pierwszy raz czułam, że mam blisko swoją rodzinę. Traktowałam ich tak. W domu nigdy nie było typowej wigilii. Ojciec leżał napity na kanapie i oglądał jakieś seriale. Jedynie, gdy pojechałyśmy wraz z mamą do babci to można było odetchnąć. Łza radości spłynęła po moim policzku. Otarłam ją. Byłam pewna, że nikt jej nie widział.
       Zima chcąc - nie chcąc była piękną porą roku. Niektóre zwierzęta zapadały w sen, a inne odlatywały. W powietrzu było czuć jakąś tajemniczą woń. Mimo męczących mrozów można było odnaleźć w niej pozytywy. Święta to jeden z nich. Święta spędzone w rodzinie, w miłej świątecznej atmosferze. W tym czasie uświadamiamy sobie jak bardzo ważna i cenna jest rodzina.
      - Dlaczego wczoraj się popłakałaś? - zapytał Cris, gdy kierowałam się do kuchni. Nie przywykłam do widoku półnagiego faceta w domu, a wszyscy po wczorajszym wieczorze nocowali u nas. Skąd on wiedział, że płakałam?
- Nie płakałam - zaprzeczyłam temu. Nie chciałam żeby wiedział, a tym bardziej nie miałam ochoty na zwierzenia.
- Wiem co widziałem - uśmiechnął się kpiąco i wszedł do łazienki.
Nie przejmowałam się tym i poszłam do kuchni, aby napić się czegoś ciepłego. W pewnym momencie poczułam jak ktoś mnie obejmuje w pasie.
- Zgadnij kto - szepnął mi do ucha. Po zapachu i sposobie w jaki mnie przytulał wiedziałam, że to David. Wzięłam jego ręce z moich bioder, aby go nieco wystraszyć. Gdy zobaczyłam jego przerażoną minę rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam całować.
- Jedziemy dzisiaj do mojej rodziny - powiedział David, gdy skończyliśmy. Zaskoczył mnie, ale w sumie to był najwyższy czas na poznanie jego rodziców. - Jeszcze im nie mówiłem o dziecku. Powiemy im razem - pocałował mnie w czoło. Kiwnęłam głową na znak tego, że się zgadzam. Nie ukrywam, że cała sytuacja była dla mnie bardzo stresująca. Bałam się, że rodzice Davida mnie nie zaakceptują.
      Po godzinie byliśmy na miejscu. Ubrałam się skromnie. Brzucha jeszcze aż tak nie było widać, więc ktoś mógł pomyśleć, że tylko przytyłam. Złapałam Davida i razem weszliśmy do środka.
- Nie denerwuj się - szepnął do mnie, a ja tylko mocniej uścisnęłam jego rękę. Im bliżej byliśmy spotkania z nimi tym szybciej biło mi serce. Matka Davida od razu rzuciła się na swojego ukochanego syna.
- Edurne? O Chryste, jak Ty się zmieniłaś, ale wyglądasz teraz dużo lepiej! A ten brzuch? Przytyłaś, a może jesteś w ciąży? - zarzuciła mnie masą pytań.
- Mamo to jest Meg, moja dziewczyna - powiedział David nie pozwalając mi na odpowiedź. Miałam język w buzi, więc sama mogłam odpowiadać.
- Spodziewamy się dziecka - powiedziałam patrząc na jej twarz. Jenna - mama Davida najwidoczniej w świecie nie była zadowolona. Gdy dowiedziała się, że nie jestem Edurne była zmieszana.
- Miło Cię poznać. Jestem Tom - ucałował mnie w rękę ojciec Davida.
Przeszliśmy do salonu. Czułam, że to będzie najcięższy obiad w moim życiu. David uśmiechnął się do mnie. Jednak nie odwzajemniłam tego. Czułam się obco.
- Może barszczu? - zapytała Jenna. Zaprzeczyłam głową, że nie chcę. Nie lubiłam barszczu. - Edurne lubiła - powiedziała matka Davida. Poczułam jak się we mnie gotuje. Gdyby nie było przy mnie Davida, to zabiłabym tą kobietę. - To może rybki? Musisz coś jeść - męczyła mnie pytaniami, lecz ja znowu dałam znak, że nie, ponieważ ryby od małego nie cierpiałam. - Edurne.. - ugryzła się w język Jenna.
- Jenna przestaniesz? - wtrącił się ojciec Davida. Widać było po nim, że wstydzi się tego co wyprawia jego żona.
- Dlaczego? Nie przestanę. Zerwał z Edurne dla takiego czegoś i na dodatek już spodziewają się dziecka? Z Edurne był tyle lat i potrafili się zabezpieczać. - odpowiedziała, a do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. Ledwo poznałam matkę swojego ukochanego, a ona mnie już nienawidzi. Nic jej nie zrobiłam. Z płaczem wybiegłam z domu. Słyszałam jak David wydziera się na matkę. Po chwili zjawił się obok mnie.
- Zostaw mnie w spokoju - krzyknęłam zła. Nagle złapał mnie silny ból brzucha, że w jego wyniku przykucnęłam.
- Co jest? Meg? - zapytał przerażony David. Sama nie wiedziałam co się dzieje, ale nie chciałam być znowu dla niego ciężarem.
- Wszystko okej - okłamałam go i z trudem się wyprostowałam.
Musiałam wejść z powrotem do tego domu, bo nie wiedziałam co się dzieje w środku mnie. Czy wszystko było w porządku z dzieckiem? David postarał się o to abym nie musiała widzieć jego matki, a mi kazał się położyć wygodnie na kanapie.
- Ała.. - syknęłam z bólu, który z minuty na minutę się nasilał.
  ___________
No i 17. Dziękuję za te 8 tys. wyświetleń i 14 osób obserwujących. Najbardziej motywują mnie komentarze. Mam nadzieję, że historia Meg i Davida, oraz spółki nadal was ciekawi.

piątek, 23 listopada 2012

16. ''- Jeszcze jakieś tajemnice ? - rzucił Rafael, a wszyscy parsknęliśmy śmiechem. ''

Syknęłam dając do zrozumienia, że wszystko mnie boli.
-Gdzie ja jestem? - zapytałam rozglądając się uważnie. Nie musiałam dostawać odpowiedzi, bo dokładnie znałam to miejsce. Znowu byłam w szpitalu. Czułam jak on staje się dla mnie drugim domem.
- Ma pani wielkie szczęście - usłyszałam głos lekarza stojącego nad moim łóżkiem. David również był obok i trzymał mnie za rękę. Na głowie miał bandaż i kilka plastrów. - Dziecko rozwija się prawidłowo - odparł lekarz, a ja wytrzeszczyłam oczy.
- Jakie dziecko? - wykrzyknęłam z niedowierzania, przecież ja nie mogłam zajść w ciążę.
- Pani dziecko. Czy ma pani świadomość, że przy pani chorobie to strasznie nie odpowiedzialne? - powiedział lekarz z wyrzutem. - Musi je pani usunąć jeżeli chce pani przeżyć - dodał.
- Muszę ? Nic nie muszę! - wykrzyczałam przez łzy. Chciał zabić człowieka tkwiącego we mnie. Mocno ścisnęłam rękę Davida.
- Ten poród może się źle skończyć - powiedział lekarz próbując mnie uspokoić, ale działało to w odwrotną stronę.
- Nie usunę. Doprowadzę ciążę do końca. Może pan nas zostawić samych? - wyprosiłam lekarza, a on bezradnie wyszedł z sali. - David posłuchaj. - ścisnęłam jego dłoń. - Wiesz, że to Twoje dziecko? Chcę je urodzić i to zrobię. Nawet jeśli umrę to i tak już zdecydowałam. Ta mała istota to dowód naszej miłości i skoro już jest we mnie to ja nie pozwolę jej zabrać. Rozumiesz? - zapytałam.
- Rozumiem, ale ..
- Nie ma żadnego '' ale '' - odparłam.
- Przepraszam, że spowodowałem ten wypadek. To moja wina. - David spuścił głowę w dół.
- Nie Twoja. Chcę już stąd wyjść. Dzisiaj przecież jest wigilia - odparłam smutno, bo nie wiedziałam z kim ją spędzę.
- No właśnie jeśli o nią chodzi to Twoja mama zaprosiła wszystkich diabłów na wigilię. - powiedział David, a ja nie kryłam swojego zadowolenia równocześnie go całując. - Przyjadę po Ciebie za godzinę. Do zobaczenia. - musnął mnie w czoło i odjechał. W międzyczasie ubrałam się i spakowałam. Zdążyłam jeszcze przeczytać kilkadziesiąt stron książki.
     Zgodnie z obietnicą David przyjechał po mnie, gdy minęła godzina. Mogłabym uczyć się od niego punktualności. Życzyliśmy wszystkim w szpitalu pogodnych świąt i  ruszyliśmy w stronę mojego domu. Denerwowałam się, bo wiedziałam, że tego wieczoru powiem całą prawdę. Ciąża nie była żadną tajemnicą, ale nie wiedziałam jaka będzie reakcja. Wchodząc do domu można było wyczuć zapach wigilijnych potraw, a w tle leciały piosenki typowe na ten okres. Mama siedziała w kuchni razem z Rio, Evrą, Fergusonem i jego żoną Cathy. Robili jeszcze jakieś smakołyki. Przywitaliśmy się ze wszystkimi. Jak zwykle wśród nich nie można było być smutnym.
- Mała - podbiegł do mnie groszek i mnie przytulił. Chłopacy siedzieli przed telewizorem grając w fifę.
- Nawet w wigilię sobie nie odpuścicie ? - krzyknął Alex z kuchni.
- Nie! - krzyknęli równocześnie, wywołując śmiech wszystkich tam obecnych. - Chodźcie zagrajcie z nami - krzyknęli w moją stronę i Davida. Nie musieli mnie długo prosić.
- Nie kłam, że grasz po raz pierwszy - odezwał się oburzony Rafael po przegranym turnieju.
- No dobra. Gram codziennie - okłamałam go, aby nie czuł wstydu przed kolegami.
- Podano do stołu - krzyknął Rio razem z moją mamą. Zerwaliśmy się natychmiast z miejsc. Byliśmy strasznie głodni.
- Najpierw dzielimy się opłatkiem - Sir Alex oznajmił jedzącemu już Evansowi. Z lekkim burakiem na twarzy odłożył jedzenie na bok.Wiedziałam, że to ten moment, że muszę to teraz oznajmić.
- Halo - krzyknęłam na całą jadalnie, a wszyscy ucichli i spojrzeli na mnie. Podeszłam do Davida i złapałam go za rękę. - Chciałam Wam powiedzieć, że my z Davidem spodziewamy się dziecka. Jesteście częścią naszego życia, więc postanowiliśmy, że powinniście o tym wiedzieć - odetchnęłam z ulgą. Wszyscy przyjęli to dobrze. Nawet mama uśmiechnęła się i z radości pocałowała Ferdinanda.
- Teraz nasza kolej.- powiedziała trzymając go za rękę. Wiedziałam co chce powiedzieć. - Kochamy się z Rio i jesteśmy razem - chłopacy zaczęli klaskać i gwizdać.
- Jeszcze jakieś tajemnice ? - rzucił Rafael, a wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
Cieszyłam się, że przyjęli moją ciążę w taki sposób. Żaden z nich nie miał pojęcia jakie to niebezpieczne, ale tak było lepiej. Nie robili mi niepotrzebnych awantur. Widziałam jak Rafa zbliża się ku mnie, aby podzielić się opłatkiem.
- Dużo dzieci - powiedział i mruknął mi do ucha. Znowu wybuchłam śmiechem. Pocałowałam go w policzek i ułamałam kawałek opłatka.
- Bądź dalej taka wspaniała jaka jesteś teraz. Nawet jeśli dużo przytyjesz to nic takiego. Po ciąży możemy razem pobiegać. - powiedział Chicharito i dotknął mego brzucha, który nie był jeszcze aż tak widoczny.
Następnymi w kolejce byli Cathy i Alex. Wyglądali razem cudownie mimo swoich lat. Jak oni wytrzymali ze sobą tak długo?
- Macie już miłość, macie jej dowód. Czego Wam życzyć? - powiedziała Cathy. Widziałam ją pierwszy raz w życiu, ale już ją polubiłam.
- Jesteście nieodpowiedzialni. Jeżeli Cię stracę - powiedziała mama z Rio podchodząc do mnie. Padłyśmy sobie w ramiona i rozkleiłyśmy się na dobre. - Będzie dobrze - rzucił Ferdinand i również nas przytulił.
Po dzieleniu opłatkiem zasialiśmy do wspólnej kolacji.
- Włączcie Kevina - powiedział Rooney, mając w tym pełne poparcie syna. Bez Kevina nie było mowy o świętach. Stał się on już tradycją. Tego wieczoru zapomniałam o chorobie, o tym jak niebezpieczna jest moja ciąża. Patrzyłam na Coleen, której już lekko odstawał brzuch. Ona również była w ciąży. Wiedziałam, że doprowadzę swoją do końca. To były najwspanialsze święta jakie do tej pory miałam.
- Kto otworzy? - zapytał Cleverley, gdy rozległ się dzwonek od drzwi. Wypadło na mnie. Kogo nogi niosły w ten wieczór? Może to jakiś bezdomny? Wstałam i podeszłam do drzwi.

________
Jest 16. Dzisiaj wcześniej, ponieważ siedzę w domu i się kuruję. Troszkę mi się zachorowało, ale to nic takiego. Chciałabym dodawać tutaj coś częściej, ale szkoła rujnuje moje plany, a po drugie nie wiem czy jest dla kogo. Jeśli ktoś czyta to myślę, że rozdział w pełni go zaciekawił. W końcu mamy upragniony weekend. Co tam u was?

czwartek, 15 listopada 2012

15. ''- Wybaczę. - uścisnęłam mocno jego dłoń.''

- A co gdybyśmy mieli dziecko ? - powiedział David kiedy usiedliśmy do stołu.
- Przy mojej chorobie to byłoby zagrożenie - odparłam udając, że się uśmiecham.
- Przepraszam - wyszeptał. - Nie chciałem Cię urazić.
Dziecko? W tym wieku? Nie, nie mogłam. Chociaż dziecko byłoby uzupełnieniem naszej miłości.
- Przyjadę po Ciebie wieczorem, okej? - zaproponował David, a ja się na to zgodziłam.
Posprzątałam jego mieszkanie i postanowiłam, że pojadę na zakupy. Od kilku miesięcy ich nie robiłam, a musiałam jakoś odreagować. Pojechałam, więc do najbliższej galerii. Chodząc po sklepach zauważyłam jak ktoś mnie obserwuje. Ogarnął mnie strach i przerażenie. Podjęłam decyzję, że wrócę do domu i jak gdyby nigdy nic wyszłam z galerii. Ten ktoś szedł za mną, czułam to.
- Zaczekaj - usłyszałam znajomy głos.
- Patrick? Co Ty tu robisz? Już Cię wypisali ? - zapytałam z niedowierzaniem, gdy się odwróciłam.
- Chciałem się pożegnać..
- Pożegnać śledząc mnie? To powodzenia. Dlaczego się nie odezwałeś?
- Nie chciałem. Skrzywdziłem Cię, przepraszam. - w jego oczach po raz pierwszy zobaczyłam smutek.-Masz ochotę na jakąś kawę? - zaproponował.
Nie potrafiłam mu odmówić. Musiałam mu wybaczyć, bo on również był ofiarą. Z powrotem poszliśmy do galerii. Zamówiłam swoją ulubioną kawę. Między mną, a Patrickiem panowała cisza. Poczułam w pewnej chwili jak całuje mnie w usta.
- Nie, nie, nie - odepchnęłam go od siebie. Mogłam się z nim kolegować, ale tego było już za dużo.-Nie zmieniłeś się. - w pewnym momencie zobaczyłam jak Patrick zbladł. - Co się dzieje?
Chłopak zaczął wymiotować krwią. Bez dłuższego namysłu zadzwoniłam po karetkę. Pojechałam tam razem z nim, bo kto inny by pojechał? Nie wiedziałam co się z nim dzieje, ale mimo to bardzo się o niego martwiłam. Zrobił mi tyle złego, więc nie powinnam była mu tego wybaczać, ale ja tak nie potrafię. Każdy z nas zasługuje na drugą szanse. W szpitalu z Patrickiem było coraz gorzej. Tracił oddech i lekarze powiedzieli, że odejdzie z tego świata. Siedziałam obok niego i trzymałam go za rękę.
- Wybaczysz mi ? - wysapał. Wydawało mi się, że to było już dla niego ciężkie.
- Wybaczę. - uścisnęłam mocno jego dłoń.
Nie chciałam się rozkleić, ale nie potrafiłam tego powstrzymać. Trzymając go poczułam jak jego ręka się rozluźnia. Usta pragnęły wziąć oddech, ale on już odszedł. Odszedł do mojego ojca. Do nieba, bo nie był złym człowiekiem. Z płaczem wybiegłam ze szpitala i wsiadłam w autobus. Musiałam wrócić do domu. Chciałam położyć się w swoim pokoju i zasnąć. To było zbyt dużo jak na jeden dzień.
- Mamo jesteś? - krzyknęłam z płaczem.
Zobaczyłam mamę razem z Rio Ferdinandem na kanapie. Jeszcze nie wiedziałam co jest grane. Mama i Rio siedzieli przytuleni, a gdy weszłam to trochę się speszyli.
- Co się stało? Gdzie Ty byłaś? - zapytała zaniepokojona.
Nie chciałam jej w niczym przeszkadzać, a tym bardziej nie w randce. Boże, randce. Ona i randka? I to jeszcze z Rio? Nie, nie chciałam o tym myśleć. Z płaczem poszłam do swojego pokoju. Strata kogoś to najgorsze uczucie.
      - Śpisz? - po kilkunastu minutach zjawił się u mnie David.
- Nie śpię - powiedziałam ocierając łzę z policzka.- David, Patrick nie żyje - dodałam i rzuciłam mu się w ramiona. Posiedzieliśmy chwilę w ciszy.
- Chodź Meg. Zabieram Cię gdzieś - złapał mnie za rękę i poszliśmy do jego auta.
Nie miałam pojęcia gdzie mnie zabiera, ale wiedziałam, że nie mam ochoty na zabawę.
- Jak wy się spotkaliście dzisiaj? - zapytał mnie David, ciągle prowadząc auto.
- Śledził mnie, a później poszliśmy na kawę. - opowiedziałam. - Ale to nie wszystko.. Pocałował mnie. - dodałam,bo nie mogłam go okłamywać. David patrzył sie na mnie jakbym kogoś zabiła. - David skręć - rzuciłam, bo zauważyłam wjeżdżającą na nas ciężarówkę. Lekki ból opanował moje ciało. Byłam świadoma tego, że uderzyliśmy w drzewo. Spojrzałam na Davida, który coś do mnie krzyczał, ale ja już tego nie usłyszałam i odpłynęłam.

_________
Tak jak obiecałam, tak zrobiłam. Dodaję 15. Krótki? Tak wiem, niestety. Musiałam przerwać w takim momencie. Jestem strasznie zmęczona całym tym tygodniem, naprawdę. Testy były trudne, przynajmniej dla mnie. Polski szczerze powiedziawszy najłatwiejszy. No, ale to tylko próba :') A co tam u was?

piątek, 9 listopada 2012

14. ''- Mamy ją - powiedziałam''

- Posłuchaj.. Jak może być coś między nami skoro ona nosi pod sercem cząstkę Ciebie? - smutno odparłam.
- A może wolisz Hernandeza co? No przyznaj się - odpowiedział nerwowo. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Byłam przerażona i bałam się, że coś mi zrobi.
- David ja po prostu potrzebowałam wsparcia. Zawsze wierzysz dziennikarzom? Pocałowałam go, ale to stało się pod wpływem emocji. Gdybym mogła cofnąć czas..- naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi.-Spodziewasz się kogoś? - zapytałam patrząc z przerażeniem.
Ku moim obawom w drzwiach stała Edurne.
- Mam tego dosyć - wykrzyczałam i udałam się ku wyjściu. David rozłożył ręce i trzymał mnie przy sobie. Widziałam jak Edurne szaleje z zazdrości.
- Zobacz - wskazała na swój, już lekko widoczny, brzuch.
- Edurne nie ośmieszaj się. To nie moje dziecko. - powiedział ze spokojem David.
- Twoje i musimy być razem. Twoja mama nie pozwoli Ci żebyś mnie zostawił w takim stanie - odrzekła wybuchając śmiechem.
- O co tu chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
- Posłuchaj Meg. Moja mama bardzo zaprzyjaźniła się z Edurne i nie chce przyjąć do wiadomości tego, że ja już z nią nie jestem. To dlatego z nią już nie mieszkam. Nie pozwolę sobą rządzić.- odetchnęłam z ulgą na te słowa, a David ucałował mnie w policzek.- A Ty wyjdź stąd - wskazał Edurne palcem drzwi.
- Jeszcze tego pożałujesz - obrażona wyszła z mieszkania.
Między mną, a Davidem była krępująca cisza.
- David muszę już iść - powiedziałam i pocałowałam go na pożegnanie. W mojej głowie pojawił się plan, który miałam ochotę jak najszybciej zrealizować.
- Wróć dobrze? Będę czekał - odwzajemnił pocałunek, a ja jak najszybciej wybiegłam.
Chciałam za wszelką cenę dogonić Edurne. Rozglądając się nie mogłam jej nigdzie znaleźć. Poszłam pierwszą lepszą ścieżką tak jak kazało mi serce. Pojawiła się. Nie spuszczałam z niej wzroku jednocześnie, nerwowo, wyciągając telefon z kieszeni.
- Powiedz, że mi pomożesz, proszę - zadzwoniłam do Amy. Czułam, że ona się zgodzi. Z nakłonieniem do tego Chicharito miałabym kłopot. Zatrzymałam się przed sporawym budynkiem. Domem Edurne.
- Tak, ale o co chodzi? - odparła Amy. Podałam jej dokładny adres i przysiadłam pod drzewem tak, aby Edurne niczego nie zauważyła. Z minuty, na minutę coraz bardziej się denerwowałam. 
- Jestem - szepnęła mi do ucha Amy. Omal nie zeszłam na zawał.
- Oszalałaś? - jęknęłam. - Słuchaj uważnie. Wejdziemy teraz do tego domu. Nikt nas nie zobaczy, bo właścicielka teraz bierze prysznic. Wrzucimy jej proszki nasenne do picia - odparłam i wyciągnęłam saszetkę z kieszeni. Sama miałam problemy ze snem, więc od czasu do czasu piłam taki oto proszek.
- Zgoda - bez zbędnych komentarzy wślizgnęłyśmy się do domu Edurne.
Robiłam to pierwszy raz w życiu. Czułam jak serce podchodzi mi do gardła. Na stoliku leżała szklanka pełna wody. Wystarczyło tylko szybko wsypać zawartość saszetki i lekko zmieszać. Po tej czynności ukryłyśmy się za kanapą. Nie miałam w głowie ani jednej myśli dotyczącej tego, że dziewczyna nas zobaczy. To musiało się udać. Po kilku minutach usłyszałyśmy jak Edurne wychodzi z łazienki i kieruje się wprost do salonu. Widok jej nagiego ciała dodał mi kolejnych kompleksów. Jak ona mogła się komuś nie podobać? Wzięła do ręki szklankę, a ja z Amy próbowałyśmy ustabilizować oddech. Widziałam jak Edurne bacznie rozgląda się po pokoju. Może coś wyczuła? Miałam nadzieję, że nie. Szklanka dotknęła jej spragnionych ust. W głębi duszy zaczęłam się cieszyć. Jeden łyk załatwił wszystko. Edurne leciała na podłogę, ale w porę ją złapałyśmy i położyłyśmy na kanapie, przykrywając kocem.
- Co teraz ? - zapytała mnie Amy.
- Teraz musimy poszukać czegoś, obojętne czego. Listu, sms'a, czegokolwiek. - rzekłam i ruszyłam w stronę szafki, w której było pełno dokumentów. Amy zajęła laptopa. Przeszukiwanie szafki zdało się na nic, bo nie widziałam tam żadnych konkretów.
- Meg spójrz - Amy szeptem zawołała mnie do siebie. Szybko, w miarę porządnie, ułożyłam dokumenty na ich miejsce i poszłam do koleżanki.
- Mamy ją - powiedziałam gdy to zobaczyłam - Musimy to wydrukować - na ekranie były rozmowy Edurne z jakimś Jack'iem, w których pisała, że zaszła w ciążę i to jego dziecko. Dodała też, że on jest zbyt biedny i wyciągnie pieniądze od Davida. Nie mogłam jej na to pozwolić. Szybko wydrukowałam całą rozmowę i jakby nigdy nic, razem z Amy, wyszłyśmy z jej domu.
- Dziękuję Ci - powiedziałam do koleżanki.
- Nie ma za co. Zawsze Ci pomogę, ale teraz robi się późno, więc wracam do domu. Gdyby coś się działo to wiesz gdzie mnie szukać - odparła i zniknęła gdzieś w otchłani.
Pędem pobiegłam do domu Davida, mocno ściskając kartki w dłoni.
- Jesteś? - krzyczałam stojąc w wejściu. Chciałam jak najszybciej podzielić się z nim tą informacją.
- Czekałem na Ciebie, czemu tak długo ? - zapytał David owinięty samym ręcznikiem. Nie przeszkadzało mi już to. Byłam najszczęśliwszą kobietą na kuli ziemskiej.
- Zobacz to - usiedliśmy razem na kanapie. - Nie bądź zły, musiałam się dowiedzieć. Przepraszam, że nie wierzyłam Ci na słowo - było mi wstyd, przecież kochając kogoś powinno się mu ufać mimo wszystko, a ja tego nie zrobiłam.
- Zrobiłaś jej coś? - David zapytał zmartwiony, ale również zadowolony.
- Pośpi sobie do rana - pocałowałam go w usta.
- Nie rób tak więcej. Nie chcę żebyś narobiła sobie kłopotów - odwzajemnił pocałunek. Byłam pewna czego chcę, on też tego chciał. Spędziliśmy ze sobą cudowną noc. W końcu poczułam jego miłość.

__ 
Jest już 14. :) Myślałam, że odezwę się dopiero w poniedziałek, ale dałam radę już dzisiaj. Postaram się dodać coś jeszcze w środku tygodnia, bo czekają mnie JUŻ próbne egzaminy. Mam nadzieję, że dam radę.. Chociaż bardziej obawiam się tych z kwietnia. No nic, możecie za mnie tylko trzymać kciuki. A co u was? :) Postanowiłam zmienić wygląd bloga, tamten mi się już znudził.

sobota, 3 listopada 2012

13. ''- A jest coś między nami? - zapytałam patrząc mu w oczy.''

Nie wiedziałam czy postępuję dobrze, ale jedyne czego pragnęłam to był święty spokój, który miałam przy Chicharito. Tak, był on kimś kogo mogłam nazwać przyjacielem.
- Dziękuję Ci - powiedziałam, gdy weszliśmy do naszego pokoju. Spojrzałam na łóżko. Było jedno. Co teraz? Nie mogłam z nim spać w jednym łóżku.
- Spokojnie mała. Prześpię się na podłodze - rzucił nagle rozumiejąc mnie bez słów.
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- .. zagrajmy w fifę! - rozkazałam. Co innego mielibyśmy robić?
Groszek przystanął na moją propozycję. Grając cały czas się wygłupialiśmy. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam odreagowania od tych wszystkich problemów. W pewnej chwili usłyszeliśmy jak ktoś do nas puka.
- Ty otwierasz - powiedziałam przeżuwając gumę w buzi.
- No dobra - zwlókł się z fotelu i powędrował w stronę drzwi.
- Kto to? - zapytałam, lecz w pewnej chwili szczęka opadła mi z wrażenia. W pomieszczeniu był już David. - Po co go wpuściłeś? - zapytałam groszka, ale on uśmiechnął się do mnie i wyszedł z pokoju. - Idź do swojej Edurne. Ona Cię potrzebuje - syknęłam w stronę de Gei. Nie potrafiłam nawet spojrzeć mu w oczy.
- To nie jest moje dziecko, przysięgam na Boga - powiedział David podchodząc do mnie i wyciągając ręce w moją stronę. Dałam mu jednak znak, że tego nie chcę.
- Skąd o tym wiesz? - zapytałam. - Przecież nie wymyśliłaby sobie tego. Jeśli to twoje dziecko to chociaż się przyznaj - mówiłam już przez łzy.
- Ona chce zniszczyć to co jest między nami - powiedział przytulając mnie. Darłam się na niego, biłam, ale po pewnej chwili uległam i sama go przytuliłam.
- A jest coś między nami? - zapytałam patrząc mu w oczy.
Na jego twarzy momentalnie pojawiła się wściekłość. Bez słów wybiegł z pokoju trzaskając drzwiami. Co ja narobiłam? Pobiegłam za nim, ale to na nic się nie zdało.
- Mała, co Ty mu zrobiłaś? - zapytał groszek, a ja się do niego tylko przytuliłam.
- Jestem okropna, zawieź mnie do domu. Proszę..- powiedziałam zanosząc się jak małe dziecko.
Groszek zrobił to o co go poprosiłam. Chociaż nie miałam ochoty wracać do matki to i tak byłam do tego zmuszona. Nie chciałam żeby Hernandez i David wszczynali jakieś niepotrzebne kłótnie.  
      Weszłam do domu tak, aby mama mnie nie zauważyła. Udało mi się. Od razu włączyłam telewizor.

'' Przedstawmy najświeższe informacje z dzisiejszego dnia. Czy Hernandez ma nową dziewczynę? Czy to nie jest ta sama, którą widzieliśmy niedawno z de Geą? Jeśli dalej tak pójdzie to będzie niezła afera''  - usłyszałam we wiadomościach. 

Pokazany był również filmik, na którym było to wszystko dokładnie widać. Kto mógł mi to zrobić? Bezsilnie próbowałam dodzwonić się do groszka. 

'' Szokujący wypadek spod hotelu Brabaz w stronę Manchesteru United. Mężczyzna prawdopodobnie nie żyje. Uległ bardzo groźnemu wypadkowi. Miał marne szanse na przeżycie. Dokładnych informacji dowiecie się państwo o godzinie 22 '' - na wieść o tym z ręki wypadł mi telefon, a serce zaczęło mocniej bić. 

Hotel Barbaz? Przecież wraz z Hernandezem tam byłam. W mojej głowie była tylko jedna myśl - to o Davidzie mówiono we wiadomościach. Drżąc podniosłam telefon z ziemi. Znowu bezskutecznie, ale tym razem do Davida, próbowałam się dodzwonić. Byłam prawie pewna, że to on miał ten wypadek. Miałam złe przeczucia, a David wciąż nie odbierał telefonu. Wybiegłam z domu i wsiadłam w taksówkę. Zapamiętałam adres pod którym mieszkał de Gea. Z nerwów pośpieszałam kierowce. Znowu zaczęłam płakać. Zauważyłam, że coraz częściej się poddawałam. Byłam słaba. Po kilku minutach znaleźliśmy się na miejscu. Wybiegłam z taksówki zapominając o zapłacie, ale nie dbałam o to. Ruszyłam w stronę drzwi i bez dzwonienia otworzyłam je. 
- David ? David jesteś? - krzyczałam biegając jak szalona po domu.
- Co się dzieje? - z łazienki wyłonił się David. Kamień spadł mi z serca.
- Ty żyjesz - rzuciłam mu się na szyję i przytuliłam jak najmocniej potrafię. Był cały mokry, ale najważniejsze, że żył. 
- Ale co jest grane? - zapytał mnie nie wiedząc o co mi chodzi.
Miał rację. Wleciałam do jego domu jak szalona. 
- A pieniądze ? - zapytał taksówkarz śmiejąc się ze mnie. Nawet nie zorientowałam się kiedy wszedł.
- Proszę - dałam mu i zamknęłam za nim drzwi.
- W telewizji mówili, że ktoś zginął w wypadku spod hotelu Barbaz. Byłam przekonana, że to Ty. Jak dobrze. Kocham Cię - powiedziałam zdziwionemu Davidowi i zaczęłam go całować. 
Zrobiłam to, bo nie mogłam dłużej udawać, że mi na nim nie zależy.
- Dlaczego zapytałaś '' a jest coś między nami '' ? - odparł David z lekkim oburzeniem.

__

Jest 13! Dzisiaj sobota, ehh. Mecz z Arsenalem trochę nudny, ale zgarnęliśmy 3 punkty. Chelsea za to zremisowała ze Swansea z czego się cieszę :) Jak tam u was? Jak weekend?

piątek, 2 listopada 2012

12. '' - To nie powinno.. - zaczęłam, ale groszek przyłożył mi palec do ust.''

Byłam strasznie zaskoczona. Ku naszej stronie kierowała się Edurne. Co ona do cholery tutaj robiła? Łzy stanęły mi w oczach, ale kryłam się z tym.
       Edurne była pewna siebie. Wywnioskowałam to po jej twarzy. Szła do nas zatrzymując wzrok wszystkich chłopaków na sobie. Nagle zaczęłam porównywać ją do mnie. Na miejscu Davida wybrałabym ją. Co gdybym ja tak ściągała wzrokiem chłopców? Nie, to nie dla mnie. Ona miała piękne, zgrabne nogi. Była ubrana w markowe ciuchy. Jej włosy były koloru blond. Uświadomiłam sobie, że przy niej jestem nikim.
       Odruchowo zaczęłam szukać Davida. Gdzie on się podział? Nigdzie go nie było. Ferguson rozmawiał z Edurne. Usłyszałam tylko, że szuka de Gei. Po co? Złość kumulowała się we mnie. Pobiegłam do groszka.
- Gdzie jest David ? - zapytałam ledwo chwytając oddech. - Groszek powiedz mi. Ona tu jest - rzuciłam mu się na szyje z płaczem.
- Chodź  - złapał mnie za rękę, wcześniej porozumiewając się z Sir Alex'em czy może wyjść z treningu.
Biegliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Łapczywie łapałam powietrze. Zorientowałam się, że stoimy tuż przed drzwiami szatni.
- Wejść z tobą? - zapytał nadopiekuńczy groszek.
- Nie, poradzę sobie. Dziękuję - dałam mu buziaka w policzek i weszłam do pomieszczenia.
Nie wiedziałam czy David tam będzie, ale modliłam się, aby tak było.
- Zamknij na klucz - powiedział, strasząc mnie jednocześnie.
Był tam. Siedział pochylony na ławce ze swoją koszulką w rękach. Zrobiłam to o co prosił i usiadłam obok niego.
- Dlaczego uciekłeś? - zapytałam nie chcąc go urazić. Nawet drobne wspomnienie o Edurne wywoływało u niego dziwny wstręt do niej.
- Nie chce jej widzieć. Zawsze wszystko psuje - powiedział zaciskając pięści.
Pocałowałam go bez zbędnych słów. Rozumiałam go. Miał prawo do takiego zachowania. Całowanie nie trwało długo, bo usłyszeliśmy dobijających się do drzwi chłopaków.
- Powiedz jej, że nie wyjdę - poprosił mnie David.
Wstałam i otworzyłam drzwi.
- Nie wyjdzie do Ciebie - powiedziałam z wyrzutem do Edurne.
- W takim razie powiedz mu, że jestem w ciąży - parsknęła i dumna z siebie wyszła.
Wszyscy patrzyli się na mnie. Oczekiwali mojego ruchu, ale ja stałam jak wryta. Mój koszmar się spełnił. Tkwiło w niej jego dziecko. Byłam, więc zbędna, przecież nie zabiorę dziecku ojca.
- Chodź - zabrał mnie stamtąd Chicharito.
Uratował mnie od zbędnych spojrzeń. Chciałam być jak najdalej od tego miejsca. Od Davida również. Nie miałam już sił. Raz układało się pięknie, a później tak nagle to wszystko się sypało.
- Jedziemy - rozkazał groszek.
W czasie jazdy zadawałam mu pytania, choć wiedziałam, że to nie ma sensu. On nie był w tą sytuację zamieszany.
- Jestem chora - powiedziałam wychodząc z auta.
Znaleźliśmy się nad jeziorem. Było tam cicho i spokojnie.
- Wiem mała, wiem. - zapewnił i przytulił mnie groszek. 
Z nadmiaru emocji zaczęłam go darzyć buziakami. Ta chwila nie trwała długo. Znowu nie wiedziałam czego chciałam. Byłam pomiędzy młotem, a kowadłem. Chicharito zjawił się, gdy potrzebowałam pomocy. Nie byłam pewna już niczego.
- To nie powinno.. - zaczęłam, ale groszek przyłożył mi palec do ust.
- Shh.. wiem - powiedział i przytulił mnie.
Znowu mnie rozumiał. Mógłby być moim bratem. Troszczył się o mnie bardziej niż własna matka.
- Zawsze taki był? - zapytałam z ciekawości o Davida.
Cały czas rozmawiałam o nim. Gorszek musiał mieć nerwy ze stali, bo jak długo można tego wysłuchiwać?
- Tak, do czasu kiedy zjawiłaś się ty - odpowiedział uśmiechając się.
Siedzieliśmy w objęciach, ale nie jako chłopak i dziewczyna tylko jako przyjaciele. Opowiedziałam mu całą historię związaną z Davidem. Wszystko od początku. Jednak lubiłam do tego wracać.
- Daj mi rękę - wpadłam na szalony pomysł. - Na trzy biegniemy w stronę jeziora - powiedziałam i tak też zrobiliśmy. Moczyliśmy się w ciuchach wrzeszcząc wniebogłosy.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz ? - zapytałam Hernandeza.
- Jesteś piękna. Gdzie Ty mieścisz w sobie tyle uczuć na raz? - zapytał zdziwiony odgarniając moje mokre włosy z czoła. Milczałam.
Byliśmy cali mokrzy, więc postanowiliśmy pojechać do najbliższego hotelu.

_________
Jest 12!  Co tam u was? Jak święta? :) 
Przepraszam, że taki krótki.