Strony

Łączna liczba wyświetleń

piątek, 7 grudnia 2012

18. ''- Wyjdźcie stąd! Wynocha - powiedziała i pchała nas w stronę drzwi. ''

Obudziłam się już bez większych boleści. 
- Jesteś blada jak ściana - powiedział David siedzący obok mnie. 
- Nie przesadzaj - odpowiedziałam i dałam mu znak, aby mnie przytulił.
Trwaliśmy w objęciach przez chwilę. W pewnym momencie do salonu, w którym byliśmy, wszedł ojciec Davida.
- Namówiłem matkę na wspólną kolacje, więc możesz zaprosić .. - przerwał gdy zrozumiał, że to była tajemnica.
- O co chodzi? - zapytałam Davida. Byłam bardzo ciekawa, a skoro jego ojciec już zaczął to chciałam wiedzieć. Jaka kolacja? Nie miałam siły na spotkanie z tą kobietą.
- Zaprosiłem twoją mamę z Rio na kolacje. Chyba nie jesteś zła, hm? - zapytał całując mnie w czoło.
Nie robiłam mu wyrzutów, ale owszem, byłam zła. Wręcz wściekła za to, że nic mi wcześniej nie powiedział.
      Czas do kolacji nieubłaganie się zbliżał. Chcąc - nie chcąc musiałam na niej być. Czułam, że jest mi łatwiej szczególnie dlatego, że polubiłam Davida ojca i jak przypuszczałam on mnie również. Jak zwykle ubrałam się tak jak mi się podobało, a nie tak jak powinnam przez co byłam zmierzona przez matkę Davida. Moja rodzicielka wraz z Rio przybyli punktualnie. Zaczęliśmy kolacje w ciszy. Nikt nie miał odwagi się odezwać. 
    Stół był pięknie ustrojony. Stały na nim dwie świeczki, które znakomicie wpasowały się w świąteczny nastrój. Ktoś kto do niego nakrywał zadbał o najdrobniejszy szczegół. 
    W końcu ciszę przerwał David wstając gwałtownie z krzesła. Puknął widelcem o kieliszek, aby dać do zrozumienia nam, obecnym, że chce coś powiedzieć. 
- W końcu nadszedł ten dzień. Zebraliśmy się wszyscy przy stole po raz pierwszy. Jest to doskonała okazja do tego.. do tego co za chwilę uczynię. Każda moja część pragnie Twojej obecności Meg, Twojej stałej uwagi, potrzebuje Twoich słów i myśli. Dziękuję losowi, że sprawił tak, a nie inaczej. Dziękuję mu za to, że się poznaliśmy w taki, a nie inny sposób. Dziękuję za piękne chwile spędzone z Tobą, ale też za te złe - które przetrwaliśmy razem i które sprawiły, że dziś jesteśmy silniejszymi ludźmi. Dlatego ja David de Gea - powiedział i uklęk na jedno kolano. W mojej głowie panował chaos. Co on do cholery jasnej robił? Chciałam mu powiedzieć żeby się nie wygłupiał i wstał, ale coś mnie powstrzymywało. Moje oczy zalewały już łzy. - Ja David de Gea pragnę zapytać Ciebie, pytając wcześniej o zgodę Twoich rodziców, czy wyjdziesz za mnie. Obiecuję Cię kochać przez całe życie. - wyjął pierścionek, a ja stałam jak wryta. Popatrzyłam na rodziców jego i moich. Wszyscy prócz matki Davida z dumą w oczach patrzyli na nas. Nic nie mówiąc wyciągnęłam dłoń w stronę Davida. Nie mogłam z siebie nic sensownego wykrztusić. Pragnęłam jak najszybciej go przytulić i to też zrobiłam po tym, gdy włożył pierścionek na mój palec. Rzuciłam mu się na szyję i płakałam jak dziecko. Widziałam jak moja matka stoi wzruszona. Starałam się unikać spojrzenia mamy Davida, więc zamknęłam oczy i najmocniej jak mogłam wtuliłam się w mojego.. narzeczonego? Tak. Narzeczonego. 
- Nie zgadzam się na to! Nie zgadzam - usłyszeliśmy lament pani Jenny, która z płaczem wybiegła z pokoju. Spojrzałam na Davida i dałam mu znak, aby za nią pobiegł. Zrobił to. Wiedziałam, że prędzej czy później musi się z tym pogodzić, że Edurne już nie ma, że jej ukochany syn będzie niebawem ojcem i kocha kogoś innego. 
- Nie martw się. Przejdzie jej. Tak się cieszę, że będziesz należała do naszej rodziny - podszedł do mnie pan Tom, a ja nawet nie potrafiłam się uśmiechnąć
Bez namysłu poszłam za Davidem, chociaż mnie powstrzymywano. Usłyszałam hałasy dobiegające z pierwszej sypialni, więc tam weszłam.   
- Niech pani w końcu zrozumie to, że Edurne nie ma. Nie ma i nie będzie. Jestem ja, Meg. - wrzeszczałam na nią. Chciałam zrobić to już dawno, ale teraz zebrałam w sobie odwagę. 
- Wyjdźcie stąd! Wynocha - powiedziała i pchała nas w stronę drzwi. 
- Jak pani tak może? To pani syn, a chce nim pani dyrygować. - nie dawałam za wygraną. Musiałam jej przemówić do rozumu.
- Chodź Meg, nie warto - powiedział zrezygnowany David i wziął mnie pod rękę. Przełknęłam ślinę i wściekła wyszłam trzaskając drzwiami.      
- Dajcie jej trochę czasu - powiedział pan Tom, a ja znowu się popłakałam.
Kolejny dzień chodziłam przemęczona. Bałam się, że to może źle wpływać na moją ciąże. 
- Zabierzemy Meg do domu David - powiedział Rio, a ja nie zaprzeczałam. Potrzebowałam chwili dla siebie. Musiałam przemyśleć pewne sprawy i zastanowić się co robię źle.
- Miło było poznać - powiedziała moja matka.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi - oczywiście prócz matki Davida - i pojechaliśmy do domu. Będąc na miejscu nalałam wody do wanny. Miałam ochotę na relaksującą kąpiel i tak też zrobiłam. Nie było mnie dla nikogo. To był czas dla mnie. Czas w którym musiałam podjąć pewne decyzje, aby nie tkwić w jednym punkcie.         

________
Dziękuję za to, że tu wciąż jesteście! <3  

piątek, 30 listopada 2012

17. ''- Nie denerwuj się - szepnął do mnie, a ja tylko mocniej uścisnęłam jego rękę. ''

Przekręciłam zamek. W drzwiach stał Ronaldo wraz z Fabio da Silvą. Otworzyłam usta, bo nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje.
- Pomyliliśmy chyba adres - powiedział Ronaldo do Fabio uśmiechając się przy tym cwaniacko. W pewnej chwili też miałam takie myśli. Oni pod moimi drzwiami z bukietami róż w rękach? To było jak sen. - Meg?-zapytał zaciekawiony Ronaldo.
- No w końcu - krzyknął zza moich pleców Alex. - Gdzie wyście się podziewali? U fryzjera? - zażartował nerwowo żując gumę. - No wchodźcie, bo przeciąg robicie - dodał, a ja patrzyłam na nich jak w obrazek.
- Proszę piękna - powiedział Ronaldo i wręczył mi, wcześniej ujrzany przeze mnie, bukiet róż. Nie znałam go jeszcze. Ze wskazaniem na jeszcze. Podziękowałam za upominek i zasiedliśmy ponownie do stołu. Panowałam miła atmosfera. Taka jaka powinna być na święta. Pierwszy raz czułam, że mam blisko swoją rodzinę. Traktowałam ich tak. W domu nigdy nie było typowej wigilii. Ojciec leżał napity na kanapie i oglądał jakieś seriale. Jedynie, gdy pojechałyśmy wraz z mamą do babci to można było odetchnąć. Łza radości spłynęła po moim policzku. Otarłam ją. Byłam pewna, że nikt jej nie widział.
       Zima chcąc - nie chcąc była piękną porą roku. Niektóre zwierzęta zapadały w sen, a inne odlatywały. W powietrzu było czuć jakąś tajemniczą woń. Mimo męczących mrozów można było odnaleźć w niej pozytywy. Święta to jeden z nich. Święta spędzone w rodzinie, w miłej świątecznej atmosferze. W tym czasie uświadamiamy sobie jak bardzo ważna i cenna jest rodzina.
      - Dlaczego wczoraj się popłakałaś? - zapytał Cris, gdy kierowałam się do kuchni. Nie przywykłam do widoku półnagiego faceta w domu, a wszyscy po wczorajszym wieczorze nocowali u nas. Skąd on wiedział, że płakałam?
- Nie płakałam - zaprzeczyłam temu. Nie chciałam żeby wiedział, a tym bardziej nie miałam ochoty na zwierzenia.
- Wiem co widziałem - uśmiechnął się kpiąco i wszedł do łazienki.
Nie przejmowałam się tym i poszłam do kuchni, aby napić się czegoś ciepłego. W pewnym momencie poczułam jak ktoś mnie obejmuje w pasie.
- Zgadnij kto - szepnął mi do ucha. Po zapachu i sposobie w jaki mnie przytulał wiedziałam, że to David. Wzięłam jego ręce z moich bioder, aby go nieco wystraszyć. Gdy zobaczyłam jego przerażoną minę rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam całować.
- Jedziemy dzisiaj do mojej rodziny - powiedział David, gdy skończyliśmy. Zaskoczył mnie, ale w sumie to był najwyższy czas na poznanie jego rodziców. - Jeszcze im nie mówiłem o dziecku. Powiemy im razem - pocałował mnie w czoło. Kiwnęłam głową na znak tego, że się zgadzam. Nie ukrywam, że cała sytuacja była dla mnie bardzo stresująca. Bałam się, że rodzice Davida mnie nie zaakceptują.
      Po godzinie byliśmy na miejscu. Ubrałam się skromnie. Brzucha jeszcze aż tak nie było widać, więc ktoś mógł pomyśleć, że tylko przytyłam. Złapałam Davida i razem weszliśmy do środka.
- Nie denerwuj się - szepnął do mnie, a ja tylko mocniej uścisnęłam jego rękę. Im bliżej byliśmy spotkania z nimi tym szybciej biło mi serce. Matka Davida od razu rzuciła się na swojego ukochanego syna.
- Edurne? O Chryste, jak Ty się zmieniłaś, ale wyglądasz teraz dużo lepiej! A ten brzuch? Przytyłaś, a może jesteś w ciąży? - zarzuciła mnie masą pytań.
- Mamo to jest Meg, moja dziewczyna - powiedział David nie pozwalając mi na odpowiedź. Miałam język w buzi, więc sama mogłam odpowiadać.
- Spodziewamy się dziecka - powiedziałam patrząc na jej twarz. Jenna - mama Davida najwidoczniej w świecie nie była zadowolona. Gdy dowiedziała się, że nie jestem Edurne była zmieszana.
- Miło Cię poznać. Jestem Tom - ucałował mnie w rękę ojciec Davida.
Przeszliśmy do salonu. Czułam, że to będzie najcięższy obiad w moim życiu. David uśmiechnął się do mnie. Jednak nie odwzajemniłam tego. Czułam się obco.
- Może barszczu? - zapytała Jenna. Zaprzeczyłam głową, że nie chcę. Nie lubiłam barszczu. - Edurne lubiła - powiedziała matka Davida. Poczułam jak się we mnie gotuje. Gdyby nie było przy mnie Davida, to zabiłabym tą kobietę. - To może rybki? Musisz coś jeść - męczyła mnie pytaniami, lecz ja znowu dałam znak, że nie, ponieważ ryby od małego nie cierpiałam. - Edurne.. - ugryzła się w język Jenna.
- Jenna przestaniesz? - wtrącił się ojciec Davida. Widać było po nim, że wstydzi się tego co wyprawia jego żona.
- Dlaczego? Nie przestanę. Zerwał z Edurne dla takiego czegoś i na dodatek już spodziewają się dziecka? Z Edurne był tyle lat i potrafili się zabezpieczać. - odpowiedziała, a do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. Ledwo poznałam matkę swojego ukochanego, a ona mnie już nienawidzi. Nic jej nie zrobiłam. Z płaczem wybiegłam z domu. Słyszałam jak David wydziera się na matkę. Po chwili zjawił się obok mnie.
- Zostaw mnie w spokoju - krzyknęłam zła. Nagle złapał mnie silny ból brzucha, że w jego wyniku przykucnęłam.
- Co jest? Meg? - zapytał przerażony David. Sama nie wiedziałam co się dzieje, ale nie chciałam być znowu dla niego ciężarem.
- Wszystko okej - okłamałam go i z trudem się wyprostowałam.
Musiałam wejść z powrotem do tego domu, bo nie wiedziałam co się dzieje w środku mnie. Czy wszystko było w porządku z dzieckiem? David postarał się o to abym nie musiała widzieć jego matki, a mi kazał się położyć wygodnie na kanapie.
- Ała.. - syknęłam z bólu, który z minuty na minutę się nasilał.
  ___________
No i 17. Dziękuję za te 8 tys. wyświetleń i 14 osób obserwujących. Najbardziej motywują mnie komentarze. Mam nadzieję, że historia Meg i Davida, oraz spółki nadal was ciekawi.

piątek, 23 listopada 2012

16. ''- Jeszcze jakieś tajemnice ? - rzucił Rafael, a wszyscy parsknęliśmy śmiechem. ''

Syknęłam dając do zrozumienia, że wszystko mnie boli.
-Gdzie ja jestem? - zapytałam rozglądając się uważnie. Nie musiałam dostawać odpowiedzi, bo dokładnie znałam to miejsce. Znowu byłam w szpitalu. Czułam jak on staje się dla mnie drugim domem.
- Ma pani wielkie szczęście - usłyszałam głos lekarza stojącego nad moim łóżkiem. David również był obok i trzymał mnie za rękę. Na głowie miał bandaż i kilka plastrów. - Dziecko rozwija się prawidłowo - odparł lekarz, a ja wytrzeszczyłam oczy.
- Jakie dziecko? - wykrzyknęłam z niedowierzania, przecież ja nie mogłam zajść w ciążę.
- Pani dziecko. Czy ma pani świadomość, że przy pani chorobie to strasznie nie odpowiedzialne? - powiedział lekarz z wyrzutem. - Musi je pani usunąć jeżeli chce pani przeżyć - dodał.
- Muszę ? Nic nie muszę! - wykrzyczałam przez łzy. Chciał zabić człowieka tkwiącego we mnie. Mocno ścisnęłam rękę Davida.
- Ten poród może się źle skończyć - powiedział lekarz próbując mnie uspokoić, ale działało to w odwrotną stronę.
- Nie usunę. Doprowadzę ciążę do końca. Może pan nas zostawić samych? - wyprosiłam lekarza, a on bezradnie wyszedł z sali. - David posłuchaj. - ścisnęłam jego dłoń. - Wiesz, że to Twoje dziecko? Chcę je urodzić i to zrobię. Nawet jeśli umrę to i tak już zdecydowałam. Ta mała istota to dowód naszej miłości i skoro już jest we mnie to ja nie pozwolę jej zabrać. Rozumiesz? - zapytałam.
- Rozumiem, ale ..
- Nie ma żadnego '' ale '' - odparłam.
- Przepraszam, że spowodowałem ten wypadek. To moja wina. - David spuścił głowę w dół.
- Nie Twoja. Chcę już stąd wyjść. Dzisiaj przecież jest wigilia - odparłam smutno, bo nie wiedziałam z kim ją spędzę.
- No właśnie jeśli o nią chodzi to Twoja mama zaprosiła wszystkich diabłów na wigilię. - powiedział David, a ja nie kryłam swojego zadowolenia równocześnie go całując. - Przyjadę po Ciebie za godzinę. Do zobaczenia. - musnął mnie w czoło i odjechał. W międzyczasie ubrałam się i spakowałam. Zdążyłam jeszcze przeczytać kilkadziesiąt stron książki.
     Zgodnie z obietnicą David przyjechał po mnie, gdy minęła godzina. Mogłabym uczyć się od niego punktualności. Życzyliśmy wszystkim w szpitalu pogodnych świąt i  ruszyliśmy w stronę mojego domu. Denerwowałam się, bo wiedziałam, że tego wieczoru powiem całą prawdę. Ciąża nie była żadną tajemnicą, ale nie wiedziałam jaka będzie reakcja. Wchodząc do domu można było wyczuć zapach wigilijnych potraw, a w tle leciały piosenki typowe na ten okres. Mama siedziała w kuchni razem z Rio, Evrą, Fergusonem i jego żoną Cathy. Robili jeszcze jakieś smakołyki. Przywitaliśmy się ze wszystkimi. Jak zwykle wśród nich nie można było być smutnym.
- Mała - podbiegł do mnie groszek i mnie przytulił. Chłopacy siedzieli przed telewizorem grając w fifę.
- Nawet w wigilię sobie nie odpuścicie ? - krzyknął Alex z kuchni.
- Nie! - krzyknęli równocześnie, wywołując śmiech wszystkich tam obecnych. - Chodźcie zagrajcie z nami - krzyknęli w moją stronę i Davida. Nie musieli mnie długo prosić.
- Nie kłam, że grasz po raz pierwszy - odezwał się oburzony Rafael po przegranym turnieju.
- No dobra. Gram codziennie - okłamałam go, aby nie czuł wstydu przed kolegami.
- Podano do stołu - krzyknął Rio razem z moją mamą. Zerwaliśmy się natychmiast z miejsc. Byliśmy strasznie głodni.
- Najpierw dzielimy się opłatkiem - Sir Alex oznajmił jedzącemu już Evansowi. Z lekkim burakiem na twarzy odłożył jedzenie na bok.Wiedziałam, że to ten moment, że muszę to teraz oznajmić.
- Halo - krzyknęłam na całą jadalnie, a wszyscy ucichli i spojrzeli na mnie. Podeszłam do Davida i złapałam go za rękę. - Chciałam Wam powiedzieć, że my z Davidem spodziewamy się dziecka. Jesteście częścią naszego życia, więc postanowiliśmy, że powinniście o tym wiedzieć - odetchnęłam z ulgą. Wszyscy przyjęli to dobrze. Nawet mama uśmiechnęła się i z radości pocałowała Ferdinanda.
- Teraz nasza kolej.- powiedziała trzymając go za rękę. Wiedziałam co chce powiedzieć. - Kochamy się z Rio i jesteśmy razem - chłopacy zaczęli klaskać i gwizdać.
- Jeszcze jakieś tajemnice ? - rzucił Rafael, a wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
Cieszyłam się, że przyjęli moją ciążę w taki sposób. Żaden z nich nie miał pojęcia jakie to niebezpieczne, ale tak było lepiej. Nie robili mi niepotrzebnych awantur. Widziałam jak Rafa zbliża się ku mnie, aby podzielić się opłatkiem.
- Dużo dzieci - powiedział i mruknął mi do ucha. Znowu wybuchłam śmiechem. Pocałowałam go w policzek i ułamałam kawałek opłatka.
- Bądź dalej taka wspaniała jaka jesteś teraz. Nawet jeśli dużo przytyjesz to nic takiego. Po ciąży możemy razem pobiegać. - powiedział Chicharito i dotknął mego brzucha, który nie był jeszcze aż tak widoczny.
Następnymi w kolejce byli Cathy i Alex. Wyglądali razem cudownie mimo swoich lat. Jak oni wytrzymali ze sobą tak długo?
- Macie już miłość, macie jej dowód. Czego Wam życzyć? - powiedziała Cathy. Widziałam ją pierwszy raz w życiu, ale już ją polubiłam.
- Jesteście nieodpowiedzialni. Jeżeli Cię stracę - powiedziała mama z Rio podchodząc do mnie. Padłyśmy sobie w ramiona i rozkleiłyśmy się na dobre. - Będzie dobrze - rzucił Ferdinand i również nas przytulił.
Po dzieleniu opłatkiem zasialiśmy do wspólnej kolacji.
- Włączcie Kevina - powiedział Rooney, mając w tym pełne poparcie syna. Bez Kevina nie było mowy o świętach. Stał się on już tradycją. Tego wieczoru zapomniałam o chorobie, o tym jak niebezpieczna jest moja ciąża. Patrzyłam na Coleen, której już lekko odstawał brzuch. Ona również była w ciąży. Wiedziałam, że doprowadzę swoją do końca. To były najwspanialsze święta jakie do tej pory miałam.
- Kto otworzy? - zapytał Cleverley, gdy rozległ się dzwonek od drzwi. Wypadło na mnie. Kogo nogi niosły w ten wieczór? Może to jakiś bezdomny? Wstałam i podeszłam do drzwi.

________
Jest 16. Dzisiaj wcześniej, ponieważ siedzę w domu i się kuruję. Troszkę mi się zachorowało, ale to nic takiego. Chciałabym dodawać tutaj coś częściej, ale szkoła rujnuje moje plany, a po drugie nie wiem czy jest dla kogo. Jeśli ktoś czyta to myślę, że rozdział w pełni go zaciekawił. W końcu mamy upragniony weekend. Co tam u was?

czwartek, 15 listopada 2012

15. ''- Wybaczę. - uścisnęłam mocno jego dłoń.''

- A co gdybyśmy mieli dziecko ? - powiedział David kiedy usiedliśmy do stołu.
- Przy mojej chorobie to byłoby zagrożenie - odparłam udając, że się uśmiecham.
- Przepraszam - wyszeptał. - Nie chciałem Cię urazić.
Dziecko? W tym wieku? Nie, nie mogłam. Chociaż dziecko byłoby uzupełnieniem naszej miłości.
- Przyjadę po Ciebie wieczorem, okej? - zaproponował David, a ja się na to zgodziłam.
Posprzątałam jego mieszkanie i postanowiłam, że pojadę na zakupy. Od kilku miesięcy ich nie robiłam, a musiałam jakoś odreagować. Pojechałam, więc do najbliższej galerii. Chodząc po sklepach zauważyłam jak ktoś mnie obserwuje. Ogarnął mnie strach i przerażenie. Podjęłam decyzję, że wrócę do domu i jak gdyby nigdy nic wyszłam z galerii. Ten ktoś szedł za mną, czułam to.
- Zaczekaj - usłyszałam znajomy głos.
- Patrick? Co Ty tu robisz? Już Cię wypisali ? - zapytałam z niedowierzaniem, gdy się odwróciłam.
- Chciałem się pożegnać..
- Pożegnać śledząc mnie? To powodzenia. Dlaczego się nie odezwałeś?
- Nie chciałem. Skrzywdziłem Cię, przepraszam. - w jego oczach po raz pierwszy zobaczyłam smutek.-Masz ochotę na jakąś kawę? - zaproponował.
Nie potrafiłam mu odmówić. Musiałam mu wybaczyć, bo on również był ofiarą. Z powrotem poszliśmy do galerii. Zamówiłam swoją ulubioną kawę. Między mną, a Patrickiem panowała cisza. Poczułam w pewnej chwili jak całuje mnie w usta.
- Nie, nie, nie - odepchnęłam go od siebie. Mogłam się z nim kolegować, ale tego było już za dużo.-Nie zmieniłeś się. - w pewnym momencie zobaczyłam jak Patrick zbladł. - Co się dzieje?
Chłopak zaczął wymiotować krwią. Bez dłuższego namysłu zadzwoniłam po karetkę. Pojechałam tam razem z nim, bo kto inny by pojechał? Nie wiedziałam co się z nim dzieje, ale mimo to bardzo się o niego martwiłam. Zrobił mi tyle złego, więc nie powinnam była mu tego wybaczać, ale ja tak nie potrafię. Każdy z nas zasługuje na drugą szanse. W szpitalu z Patrickiem było coraz gorzej. Tracił oddech i lekarze powiedzieli, że odejdzie z tego świata. Siedziałam obok niego i trzymałam go za rękę.
- Wybaczysz mi ? - wysapał. Wydawało mi się, że to było już dla niego ciężkie.
- Wybaczę. - uścisnęłam mocno jego dłoń.
Nie chciałam się rozkleić, ale nie potrafiłam tego powstrzymać. Trzymając go poczułam jak jego ręka się rozluźnia. Usta pragnęły wziąć oddech, ale on już odszedł. Odszedł do mojego ojca. Do nieba, bo nie był złym człowiekiem. Z płaczem wybiegłam ze szpitala i wsiadłam w autobus. Musiałam wrócić do domu. Chciałam położyć się w swoim pokoju i zasnąć. To było zbyt dużo jak na jeden dzień.
- Mamo jesteś? - krzyknęłam z płaczem.
Zobaczyłam mamę razem z Rio Ferdinandem na kanapie. Jeszcze nie wiedziałam co jest grane. Mama i Rio siedzieli przytuleni, a gdy weszłam to trochę się speszyli.
- Co się stało? Gdzie Ty byłaś? - zapytała zaniepokojona.
Nie chciałam jej w niczym przeszkadzać, a tym bardziej nie w randce. Boże, randce. Ona i randka? I to jeszcze z Rio? Nie, nie chciałam o tym myśleć. Z płaczem poszłam do swojego pokoju. Strata kogoś to najgorsze uczucie.
      - Śpisz? - po kilkunastu minutach zjawił się u mnie David.
- Nie śpię - powiedziałam ocierając łzę z policzka.- David, Patrick nie żyje - dodałam i rzuciłam mu się w ramiona. Posiedzieliśmy chwilę w ciszy.
- Chodź Meg. Zabieram Cię gdzieś - złapał mnie za rękę i poszliśmy do jego auta.
Nie miałam pojęcia gdzie mnie zabiera, ale wiedziałam, że nie mam ochoty na zabawę.
- Jak wy się spotkaliście dzisiaj? - zapytał mnie David, ciągle prowadząc auto.
- Śledził mnie, a później poszliśmy na kawę. - opowiedziałam. - Ale to nie wszystko.. Pocałował mnie. - dodałam,bo nie mogłam go okłamywać. David patrzył sie na mnie jakbym kogoś zabiła. - David skręć - rzuciłam, bo zauważyłam wjeżdżającą na nas ciężarówkę. Lekki ból opanował moje ciało. Byłam świadoma tego, że uderzyliśmy w drzewo. Spojrzałam na Davida, który coś do mnie krzyczał, ale ja już tego nie usłyszałam i odpłynęłam.

_________
Tak jak obiecałam, tak zrobiłam. Dodaję 15. Krótki? Tak wiem, niestety. Musiałam przerwać w takim momencie. Jestem strasznie zmęczona całym tym tygodniem, naprawdę. Testy były trudne, przynajmniej dla mnie. Polski szczerze powiedziawszy najłatwiejszy. No, ale to tylko próba :') A co tam u was?

piątek, 9 listopada 2012

14. ''- Mamy ją - powiedziałam''

- Posłuchaj.. Jak może być coś między nami skoro ona nosi pod sercem cząstkę Ciebie? - smutno odparłam.
- A może wolisz Hernandeza co? No przyznaj się - odpowiedział nerwowo. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Byłam przerażona i bałam się, że coś mi zrobi.
- David ja po prostu potrzebowałam wsparcia. Zawsze wierzysz dziennikarzom? Pocałowałam go, ale to stało się pod wpływem emocji. Gdybym mogła cofnąć czas..- naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi.-Spodziewasz się kogoś? - zapytałam patrząc z przerażeniem.
Ku moim obawom w drzwiach stała Edurne.
- Mam tego dosyć - wykrzyczałam i udałam się ku wyjściu. David rozłożył ręce i trzymał mnie przy sobie. Widziałam jak Edurne szaleje z zazdrości.
- Zobacz - wskazała na swój, już lekko widoczny, brzuch.
- Edurne nie ośmieszaj się. To nie moje dziecko. - powiedział ze spokojem David.
- Twoje i musimy być razem. Twoja mama nie pozwoli Ci żebyś mnie zostawił w takim stanie - odrzekła wybuchając śmiechem.
- O co tu chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
- Posłuchaj Meg. Moja mama bardzo zaprzyjaźniła się z Edurne i nie chce przyjąć do wiadomości tego, że ja już z nią nie jestem. To dlatego z nią już nie mieszkam. Nie pozwolę sobą rządzić.- odetchnęłam z ulgą na te słowa, a David ucałował mnie w policzek.- A Ty wyjdź stąd - wskazał Edurne palcem drzwi.
- Jeszcze tego pożałujesz - obrażona wyszła z mieszkania.
Między mną, a Davidem była krępująca cisza.
- David muszę już iść - powiedziałam i pocałowałam go na pożegnanie. W mojej głowie pojawił się plan, który miałam ochotę jak najszybciej zrealizować.
- Wróć dobrze? Będę czekał - odwzajemnił pocałunek, a ja jak najszybciej wybiegłam.
Chciałam za wszelką cenę dogonić Edurne. Rozglądając się nie mogłam jej nigdzie znaleźć. Poszłam pierwszą lepszą ścieżką tak jak kazało mi serce. Pojawiła się. Nie spuszczałam z niej wzroku jednocześnie, nerwowo, wyciągając telefon z kieszeni.
- Powiedz, że mi pomożesz, proszę - zadzwoniłam do Amy. Czułam, że ona się zgodzi. Z nakłonieniem do tego Chicharito miałabym kłopot. Zatrzymałam się przed sporawym budynkiem. Domem Edurne.
- Tak, ale o co chodzi? - odparła Amy. Podałam jej dokładny adres i przysiadłam pod drzewem tak, aby Edurne niczego nie zauważyła. Z minuty, na minutę coraz bardziej się denerwowałam. 
- Jestem - szepnęła mi do ucha Amy. Omal nie zeszłam na zawał.
- Oszalałaś? - jęknęłam. - Słuchaj uważnie. Wejdziemy teraz do tego domu. Nikt nas nie zobaczy, bo właścicielka teraz bierze prysznic. Wrzucimy jej proszki nasenne do picia - odparłam i wyciągnęłam saszetkę z kieszeni. Sama miałam problemy ze snem, więc od czasu do czasu piłam taki oto proszek.
- Zgoda - bez zbędnych komentarzy wślizgnęłyśmy się do domu Edurne.
Robiłam to pierwszy raz w życiu. Czułam jak serce podchodzi mi do gardła. Na stoliku leżała szklanka pełna wody. Wystarczyło tylko szybko wsypać zawartość saszetki i lekko zmieszać. Po tej czynności ukryłyśmy się za kanapą. Nie miałam w głowie ani jednej myśli dotyczącej tego, że dziewczyna nas zobaczy. To musiało się udać. Po kilku minutach usłyszałyśmy jak Edurne wychodzi z łazienki i kieruje się wprost do salonu. Widok jej nagiego ciała dodał mi kolejnych kompleksów. Jak ona mogła się komuś nie podobać? Wzięła do ręki szklankę, a ja z Amy próbowałyśmy ustabilizować oddech. Widziałam jak Edurne bacznie rozgląda się po pokoju. Może coś wyczuła? Miałam nadzieję, że nie. Szklanka dotknęła jej spragnionych ust. W głębi duszy zaczęłam się cieszyć. Jeden łyk załatwił wszystko. Edurne leciała na podłogę, ale w porę ją złapałyśmy i położyłyśmy na kanapie, przykrywając kocem.
- Co teraz ? - zapytała mnie Amy.
- Teraz musimy poszukać czegoś, obojętne czego. Listu, sms'a, czegokolwiek. - rzekłam i ruszyłam w stronę szafki, w której było pełno dokumentów. Amy zajęła laptopa. Przeszukiwanie szafki zdało się na nic, bo nie widziałam tam żadnych konkretów.
- Meg spójrz - Amy szeptem zawołała mnie do siebie. Szybko, w miarę porządnie, ułożyłam dokumenty na ich miejsce i poszłam do koleżanki.
- Mamy ją - powiedziałam gdy to zobaczyłam - Musimy to wydrukować - na ekranie były rozmowy Edurne z jakimś Jack'iem, w których pisała, że zaszła w ciążę i to jego dziecko. Dodała też, że on jest zbyt biedny i wyciągnie pieniądze od Davida. Nie mogłam jej na to pozwolić. Szybko wydrukowałam całą rozmowę i jakby nigdy nic, razem z Amy, wyszłyśmy z jej domu.
- Dziękuję Ci - powiedziałam do koleżanki.
- Nie ma za co. Zawsze Ci pomogę, ale teraz robi się późno, więc wracam do domu. Gdyby coś się działo to wiesz gdzie mnie szukać - odparła i zniknęła gdzieś w otchłani.
Pędem pobiegłam do domu Davida, mocno ściskając kartki w dłoni.
- Jesteś? - krzyczałam stojąc w wejściu. Chciałam jak najszybciej podzielić się z nim tą informacją.
- Czekałem na Ciebie, czemu tak długo ? - zapytał David owinięty samym ręcznikiem. Nie przeszkadzało mi już to. Byłam najszczęśliwszą kobietą na kuli ziemskiej.
- Zobacz to - usiedliśmy razem na kanapie. - Nie bądź zły, musiałam się dowiedzieć. Przepraszam, że nie wierzyłam Ci na słowo - było mi wstyd, przecież kochając kogoś powinno się mu ufać mimo wszystko, a ja tego nie zrobiłam.
- Zrobiłaś jej coś? - David zapytał zmartwiony, ale również zadowolony.
- Pośpi sobie do rana - pocałowałam go w usta.
- Nie rób tak więcej. Nie chcę żebyś narobiła sobie kłopotów - odwzajemnił pocałunek. Byłam pewna czego chcę, on też tego chciał. Spędziliśmy ze sobą cudowną noc. W końcu poczułam jego miłość.

__ 
Jest już 14. :) Myślałam, że odezwę się dopiero w poniedziałek, ale dałam radę już dzisiaj. Postaram się dodać coś jeszcze w środku tygodnia, bo czekają mnie JUŻ próbne egzaminy. Mam nadzieję, że dam radę.. Chociaż bardziej obawiam się tych z kwietnia. No nic, możecie za mnie tylko trzymać kciuki. A co u was? :) Postanowiłam zmienić wygląd bloga, tamten mi się już znudził.

sobota, 3 listopada 2012

13. ''- A jest coś między nami? - zapytałam patrząc mu w oczy.''

Nie wiedziałam czy postępuję dobrze, ale jedyne czego pragnęłam to był święty spokój, który miałam przy Chicharito. Tak, był on kimś kogo mogłam nazwać przyjacielem.
- Dziękuję Ci - powiedziałam, gdy weszliśmy do naszego pokoju. Spojrzałam na łóżko. Było jedno. Co teraz? Nie mogłam z nim spać w jednym łóżku.
- Spokojnie mała. Prześpię się na podłodze - rzucił nagle rozumiejąc mnie bez słów.
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- .. zagrajmy w fifę! - rozkazałam. Co innego mielibyśmy robić?
Groszek przystanął na moją propozycję. Grając cały czas się wygłupialiśmy. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam odreagowania od tych wszystkich problemów. W pewnej chwili usłyszeliśmy jak ktoś do nas puka.
- Ty otwierasz - powiedziałam przeżuwając gumę w buzi.
- No dobra - zwlókł się z fotelu i powędrował w stronę drzwi.
- Kto to? - zapytałam, lecz w pewnej chwili szczęka opadła mi z wrażenia. W pomieszczeniu był już David. - Po co go wpuściłeś? - zapytałam groszka, ale on uśmiechnął się do mnie i wyszedł z pokoju. - Idź do swojej Edurne. Ona Cię potrzebuje - syknęłam w stronę de Gei. Nie potrafiłam nawet spojrzeć mu w oczy.
- To nie jest moje dziecko, przysięgam na Boga - powiedział David podchodząc do mnie i wyciągając ręce w moją stronę. Dałam mu jednak znak, że tego nie chcę.
- Skąd o tym wiesz? - zapytałam. - Przecież nie wymyśliłaby sobie tego. Jeśli to twoje dziecko to chociaż się przyznaj - mówiłam już przez łzy.
- Ona chce zniszczyć to co jest między nami - powiedział przytulając mnie. Darłam się na niego, biłam, ale po pewnej chwili uległam i sama go przytuliłam.
- A jest coś między nami? - zapytałam patrząc mu w oczy.
Na jego twarzy momentalnie pojawiła się wściekłość. Bez słów wybiegł z pokoju trzaskając drzwiami. Co ja narobiłam? Pobiegłam za nim, ale to na nic się nie zdało.
- Mała, co Ty mu zrobiłaś? - zapytał groszek, a ja się do niego tylko przytuliłam.
- Jestem okropna, zawieź mnie do domu. Proszę..- powiedziałam zanosząc się jak małe dziecko.
Groszek zrobił to o co go poprosiłam. Chociaż nie miałam ochoty wracać do matki to i tak byłam do tego zmuszona. Nie chciałam żeby Hernandez i David wszczynali jakieś niepotrzebne kłótnie.  
      Weszłam do domu tak, aby mama mnie nie zauważyła. Udało mi się. Od razu włączyłam telewizor.

'' Przedstawmy najświeższe informacje z dzisiejszego dnia. Czy Hernandez ma nową dziewczynę? Czy to nie jest ta sama, którą widzieliśmy niedawno z de Geą? Jeśli dalej tak pójdzie to będzie niezła afera''  - usłyszałam we wiadomościach. 

Pokazany był również filmik, na którym było to wszystko dokładnie widać. Kto mógł mi to zrobić? Bezsilnie próbowałam dodzwonić się do groszka. 

'' Szokujący wypadek spod hotelu Brabaz w stronę Manchesteru United. Mężczyzna prawdopodobnie nie żyje. Uległ bardzo groźnemu wypadkowi. Miał marne szanse na przeżycie. Dokładnych informacji dowiecie się państwo o godzinie 22 '' - na wieść o tym z ręki wypadł mi telefon, a serce zaczęło mocniej bić. 

Hotel Barbaz? Przecież wraz z Hernandezem tam byłam. W mojej głowie była tylko jedna myśl - to o Davidzie mówiono we wiadomościach. Drżąc podniosłam telefon z ziemi. Znowu bezskutecznie, ale tym razem do Davida, próbowałam się dodzwonić. Byłam prawie pewna, że to on miał ten wypadek. Miałam złe przeczucia, a David wciąż nie odbierał telefonu. Wybiegłam z domu i wsiadłam w taksówkę. Zapamiętałam adres pod którym mieszkał de Gea. Z nerwów pośpieszałam kierowce. Znowu zaczęłam płakać. Zauważyłam, że coraz częściej się poddawałam. Byłam słaba. Po kilku minutach znaleźliśmy się na miejscu. Wybiegłam z taksówki zapominając o zapłacie, ale nie dbałam o to. Ruszyłam w stronę drzwi i bez dzwonienia otworzyłam je. 
- David ? David jesteś? - krzyczałam biegając jak szalona po domu.
- Co się dzieje? - z łazienki wyłonił się David. Kamień spadł mi z serca.
- Ty żyjesz - rzuciłam mu się na szyję i przytuliłam jak najmocniej potrafię. Był cały mokry, ale najważniejsze, że żył. 
- Ale co jest grane? - zapytał mnie nie wiedząc o co mi chodzi.
Miał rację. Wleciałam do jego domu jak szalona. 
- A pieniądze ? - zapytał taksówkarz śmiejąc się ze mnie. Nawet nie zorientowałam się kiedy wszedł.
- Proszę - dałam mu i zamknęłam za nim drzwi.
- W telewizji mówili, że ktoś zginął w wypadku spod hotelu Barbaz. Byłam przekonana, że to Ty. Jak dobrze. Kocham Cię - powiedziałam zdziwionemu Davidowi i zaczęłam go całować. 
Zrobiłam to, bo nie mogłam dłużej udawać, że mi na nim nie zależy.
- Dlaczego zapytałaś '' a jest coś między nami '' ? - odparł David z lekkim oburzeniem.

__

Jest 13! Dzisiaj sobota, ehh. Mecz z Arsenalem trochę nudny, ale zgarnęliśmy 3 punkty. Chelsea za to zremisowała ze Swansea z czego się cieszę :) Jak tam u was? Jak weekend?

piątek, 2 listopada 2012

12. '' - To nie powinno.. - zaczęłam, ale groszek przyłożył mi palec do ust.''

Byłam strasznie zaskoczona. Ku naszej stronie kierowała się Edurne. Co ona do cholery tutaj robiła? Łzy stanęły mi w oczach, ale kryłam się z tym.
       Edurne była pewna siebie. Wywnioskowałam to po jej twarzy. Szła do nas zatrzymując wzrok wszystkich chłopaków na sobie. Nagle zaczęłam porównywać ją do mnie. Na miejscu Davida wybrałabym ją. Co gdybym ja tak ściągała wzrokiem chłopców? Nie, to nie dla mnie. Ona miała piękne, zgrabne nogi. Była ubrana w markowe ciuchy. Jej włosy były koloru blond. Uświadomiłam sobie, że przy niej jestem nikim.
       Odruchowo zaczęłam szukać Davida. Gdzie on się podział? Nigdzie go nie było. Ferguson rozmawiał z Edurne. Usłyszałam tylko, że szuka de Gei. Po co? Złość kumulowała się we mnie. Pobiegłam do groszka.
- Gdzie jest David ? - zapytałam ledwo chwytając oddech. - Groszek powiedz mi. Ona tu jest - rzuciłam mu się na szyje z płaczem.
- Chodź  - złapał mnie za rękę, wcześniej porozumiewając się z Sir Alex'em czy może wyjść z treningu.
Biegliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Łapczywie łapałam powietrze. Zorientowałam się, że stoimy tuż przed drzwiami szatni.
- Wejść z tobą? - zapytał nadopiekuńczy groszek.
- Nie, poradzę sobie. Dziękuję - dałam mu buziaka w policzek i weszłam do pomieszczenia.
Nie wiedziałam czy David tam będzie, ale modliłam się, aby tak było.
- Zamknij na klucz - powiedział, strasząc mnie jednocześnie.
Był tam. Siedział pochylony na ławce ze swoją koszulką w rękach. Zrobiłam to o co prosił i usiadłam obok niego.
- Dlaczego uciekłeś? - zapytałam nie chcąc go urazić. Nawet drobne wspomnienie o Edurne wywoływało u niego dziwny wstręt do niej.
- Nie chce jej widzieć. Zawsze wszystko psuje - powiedział zaciskając pięści.
Pocałowałam go bez zbędnych słów. Rozumiałam go. Miał prawo do takiego zachowania. Całowanie nie trwało długo, bo usłyszeliśmy dobijających się do drzwi chłopaków.
- Powiedz jej, że nie wyjdę - poprosił mnie David.
Wstałam i otworzyłam drzwi.
- Nie wyjdzie do Ciebie - powiedziałam z wyrzutem do Edurne.
- W takim razie powiedz mu, że jestem w ciąży - parsknęła i dumna z siebie wyszła.
Wszyscy patrzyli się na mnie. Oczekiwali mojego ruchu, ale ja stałam jak wryta. Mój koszmar się spełnił. Tkwiło w niej jego dziecko. Byłam, więc zbędna, przecież nie zabiorę dziecku ojca.
- Chodź - zabrał mnie stamtąd Chicharito.
Uratował mnie od zbędnych spojrzeń. Chciałam być jak najdalej od tego miejsca. Od Davida również. Nie miałam już sił. Raz układało się pięknie, a później tak nagle to wszystko się sypało.
- Jedziemy - rozkazał groszek.
W czasie jazdy zadawałam mu pytania, choć wiedziałam, że to nie ma sensu. On nie był w tą sytuację zamieszany.
- Jestem chora - powiedziałam wychodząc z auta.
Znaleźliśmy się nad jeziorem. Było tam cicho i spokojnie.
- Wiem mała, wiem. - zapewnił i przytulił mnie groszek. 
Z nadmiaru emocji zaczęłam go darzyć buziakami. Ta chwila nie trwała długo. Znowu nie wiedziałam czego chciałam. Byłam pomiędzy młotem, a kowadłem. Chicharito zjawił się, gdy potrzebowałam pomocy. Nie byłam pewna już niczego.
- To nie powinno.. - zaczęłam, ale groszek przyłożył mi palec do ust.
- Shh.. wiem - powiedział i przytulił mnie.
Znowu mnie rozumiał. Mógłby być moim bratem. Troszczył się o mnie bardziej niż własna matka.
- Zawsze taki był? - zapytałam z ciekawości o Davida.
Cały czas rozmawiałam o nim. Gorszek musiał mieć nerwy ze stali, bo jak długo można tego wysłuchiwać?
- Tak, do czasu kiedy zjawiłaś się ty - odpowiedział uśmiechając się.
Siedzieliśmy w objęciach, ale nie jako chłopak i dziewczyna tylko jako przyjaciele. Opowiedziałam mu całą historię związaną z Davidem. Wszystko od początku. Jednak lubiłam do tego wracać.
- Daj mi rękę - wpadłam na szalony pomysł. - Na trzy biegniemy w stronę jeziora - powiedziałam i tak też zrobiliśmy. Moczyliśmy się w ciuchach wrzeszcząc wniebogłosy.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz ? - zapytałam Hernandeza.
- Jesteś piękna. Gdzie Ty mieścisz w sobie tyle uczuć na raz? - zapytał zdziwiony odgarniając moje mokre włosy z czoła. Milczałam.
Byliśmy cali mokrzy, więc postanowiliśmy pojechać do najbliższego hotelu.

_________
Jest 12!  Co tam u was? Jak święta? :) 
Przepraszam, że taki krótki. 



środa, 31 października 2012

11. '' - Kochanie przejdziemy przez to razem - spojrzał na mnie i mocno przytulił.''

Moje ciało opanował strach. Było jeszcze gorzej niż tamtej nocy. Złapał mnie mocno za włosy. Traktował mnie jak przedmiot. W głębi serca chciałam żeby David mi przebaczył, mama również. To było moim ostatnim życzeniem. On śmierdział. Śmiał mi się perfidnie w twarz. Był obrzydliwy. Zaczął mnie całować. Byłam bezsilna.
- Nie mogłem się już doczekać - powiedział chuchając mi do ucha.
Zaczęłam piszczeć. Im bardziej zbliżał się do mnie, tym bardziej się go bałam. Nagle usłyszałam kroki. Modliłam się w głębi żeby była to pomoc. Tak też się stało. W drzwiach pojawili się policjanci, a tuż za nimi David. Co on tutaj robił? Podbiegł do mnie, gdy tamci zakuwali zboczeńca w kajdanki.
- Nic ci nie jest? - uklęknął przede mną i objął w swoje ramiona.
- W porządku, rozwiążesz mnie? - zapytałam, bo chciałam jak najszybciej mu się odwdzięczyć.
Zrobił o co go poprosiłam. Kiedy skończył od razu rzuciłam mu się na szyję. Poczułam to coś. To coś co czułam do Alexa, ale wydawało mi się, że do Davida jest jeszcze silniejsze. Tak, to uczucie. Zdawało się, że to miłość. Poczułam jego usta na moich. Chciałam tego. Pocałowałam go również. Był to najwspanialszy moment w moim życiu. David był delikatny. Nigdy nie pomyślałabym, że mężczyzna może być taki, dopóki nie spotkałam jego. Był inny niż reszta. Wyjątkowy.
- Patrick - kończąc objęcia z Davidem ukucnęłam przed nim. - Żyjesz? Halo? Patrick! Odezwij się - krzyczałam. Sprawdziłam czy oddycha. Okazało się, że tak. Nie byłam już na niego zła. Sam był ofiarą tej chorej gry. Spojrzałam na Davida, ale ten wiedział co zrobić. Zadzwonił na pogotowie. Poczekaliśmy na nie, złożyłam zeznania i pojechaliśmy do domu. Jednak nie do mojego. Pojechaliśmy do Davida.
- Co Ty robisz? - zapytałam gdy trzymał w ręku listy i był gotowy do podarcia ich. - Oszalałeś?- zapytałam.
- Nie. To zniszczyło wszystko między nami. Nie chcę tego - odpowiedział.
- David posłuchaj. Te listy to nasze wspomnienia. To one zapoczątkowały naszą znajomość. Zostaw je, proszę Cię - podeszłam do niego, a on po jakimś czasie przyznał mi rację.
- Zostań u mnie na noc - zaproponował.
Co miałam zrobić? Nie wiedziałam dokąd pójść. Do matki nie chciałam wracać.
- Zostanę - powiedziałam spokojnie.
- Czy on.. No wiesz. Czy on cię skrzywdził? - zapytał niespokojnie David.
- Gdyby nie ty to zapewne do tego by doszło - próbowałam się uśmiechać.
Przed moimi oczyma od razu pojawiła się Amy. Chciałam wziąć z niej przykład. Ona była taka radosna. Dodawała mi sił.
- Mogę wziąć kąpiel ? - zapytałam, bo nie chciałam przeciągać tej rozmowy. To było za dużo jak na jeden wieczór.
- Jasne - odparł David. Dał mi swoją koszulkę i ręczniki.
Nadal nie byłam pewna czy on mnie kocha tak jak ja jego,czy zapomniał już o Edurne. Może jednak wciąż ją kochał? Z natłokiem myśli pomaszerowałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Przeraziłam się, bo w kabinie leżało dużo włosów. Owinęłam się ręcznikiem i od razu wzięłam do ręki grzebień. To były moje włosy. Wypadały mi garściami. Zaczęłam płakać.
- Daaaaaaavid! - powiedziałam ledwo nabierając powietrze. - Zobacz - wyciągnęłam przed niego garść włosów.
- Kochanie przejdziemy przez to razem - spojrzał na mnie i mocno przytulił.
To był początek. Początek mojej śmierci. Wyczuwałam to. On mnie jadł. Pożerał każdą moją cząstkę. Nie chciał żebym była szczęśliwa. On - rak chciał mnie już przysypać ziemią.
- David kochasz mnie? - zapytałam szlochając. On nadal trzymał mnie w objęciach.
- A jak myślisz? Czy nie kochałbym cię szukając parę dobrych godzin po meczu? Czy nie kochałbym cię będąc teraz tutaj z tobą? Kocham cię. Poczułem to właśnie kiedy nie wiedziałem gdzie jesteś. Byłem wstanie zabić każdego, aby cię znaleźć. Nie martw się. Jesteś dla mnie kimś więcej. - powiedział ocierając moją łzę z policzka. Potrzebowałam tego. Musiałam być pewna co do jego uczuć. Choć te słowa nie dawały mi stuprocentowej pewności to ja chciałam ją zyskać za wszelką cenę. David postanowił zrobić kolację. Twierdził, że jest w tym dobry, więc ja postanowiłam się ubrać. Koszula pachniała nim. Wszystko w powietrzu pachniało nim. W oczekiwaniu na Davida położyłam się na łóżku. Moją uwagę przykuło zdjęcie jego i Edurne. Ona była piękna. Sto razy ładniejsza ode mnie. Chciałam ją poznać, aby dowiedzieć się jaka jest z charakteru. Z tyłu zdjęcia była jakaś data z dopiskiem '' kocham Cię ''. Zrozumiałam, że to data rozpoczęcia ich związku. Właściwie dlaczego ze sobą zerwali? Dlaczego on praktycznie w ogóle o niej nie mówił? Czułam jak moje powieki się zamykają. Zasnęłam niczym błyskawica.
      - Nie. Nie. Nie - darłam się wniebogłosy. Szybko doszło do mnie, że to tylko zły sen.
- Co się stało? - zapytał David leżący tuż obok mnie.
- Przepraszam, coś mi się przyśniło.- odparłam.
- Co dokładniej? - powiedział z zaciekawieniem.
- Ty i Edurne. Śniło mi się to, że ona przyszła i oznajmiła ci, że jest w ciąży kiedy ty byłeś już ze mną. To głupie - powiedziałam lecz nie do końca myślałam, że to głupie. Uważałam, że to całkiem możliwe.
- Tak bardzo głupie - powiedział i pocałował mnie w czoło. - Która to godzina?  Już szósta? - powiedział przerażony i zerwał się z łóżka. Nie wiedziałam co w niego wstąpiło. - Za chwilkę mam trening - oznajmił zdenerwowany. - Nie mogę się spóźnić. - dodał ubierając się w pośpiechu.
- Czy.. Czy wy wczoraj wygraliście? - zapytałam trochę zawstydzona. Zakryłam sobie oczy poduszką. Póki co nie chciałam widzieć prawie gołego Davida.
- Tak. Suszarka Fergusona jest naprawdę skuteczna. Spotkanie skończyliśmy wynikiem 4:2. W sumie to dzielnie broniłem. Żałuj, że mnie nie widziałaś. - mówił. Zawsze gdy mówił o piłce nożnej to czuł się pewnie. Wiedziałam, że jest do tego stworzony.
- Nie wątpię - odpowiedziałam.
- Jedziesz ze mną? - zapytał nagle kiedy sam był już gotowy.
- Szybko mi mówisz. Dasz mi jakąś bluzę? - odparłam zdecydowała. Co miałam robić sama u niego w domu? Nie ma nic lepszego niż oglądanie Diabłów na treningu.
      Dojechaliśmy na miejsce. Nie wyglądałam zbyt dobrze, ale najważniejsze było to, że czułam jego bliskość. Szliśmy za rękę. Widziałam jak każdy bacznie nam się przygląda. Nie lubiłam tego. Jak się domyślałam David również nie. Wolałam być gdzieś w kącie niż w centrum zainteresowania.
- Mała jak dobrze Cię widzieć - podbiegł do mnie prosto z rozgrzewki groszek. Nawet go nie widząc od razu można poznać, że jest uśmiechnięty. Zawsze taki był. Czy on w ogóle miał jakieś zmartwienia? Wydawało mi się, że nie. David pędem dołączył do gry, a ja zajęłam miejsce obok Sir Alexa, który, jak to miał w zwyczaju, żuł gumę.
- Długo jesteście razem? - zapytał spuszczając na chwilkę oko z Diabłów.
- Nie, w zasadzie nie - odpowiedziałam lekko skrępowana. Nie wiedziałam do czego on zmierza.
- Nie chcę wnikać w szczegóły, ale dbaj o niego. On już raz został zraniony, nie pozwól, aby przechodził to po raz drugi. On jest nieśmiały i zamknięty w sobie. Tfu, był. Zmienił się odkąd, jak mniemam, poznał Ciebie. To nasz diament, prawdziwy diament - mówił, a ja bacznie obserwowałam Davida. Ferguson miał rację.
- Obiecuję, że go nie skrzywdzę - odparłam i znowu zapadła cisza. Stałam obok najwspanialszego trenera. To było jak sen. - Czy.. Czy mogę prosić autograf? - dodałam znowu nieśmiało. Sir Alex jednak patrzył w inną stronę. Obróciłam się również, aby zobaczyć o co chodzi. 

___
Jest kolejny :) Mam nadzieję, że Wam się podoba. Co tam u was? Jak tam halloween? Obchodzicie czy nie? Ja się ciesze z tych dni wolnych. Odpocznę sobie troszkę. Cmentarz nocą to coś pięknego. Pozdrawiam :3

piątek, 26 października 2012

10. ''- Przepraszam Cię Meg - przytulił mnie i podłożył jakąś nasączoną chustkę. ''

Zamknęłam odruchowo oczy, bo myślałam, że groszek wraca do mojej sali.
- Śpisz? - zapytał mnie ktoś.
W pewnej chwili chciałam udawać dalej, ale otworzyłam oczy i zobaczyłam jakąś dziewczynę. Miała chustkę na głowie. Zrozumiałam, że jest łysa. Czy mnie też to czekało? Na moje oko była w tym samym wieku co ja.
- Jestem Amy - uścisnęła moją z Manchesteru United. - dodała wręczając mi gazetę.
- Co to jest? - zapytałam zaskoczona.
Na nagłówku widniało moje zdjęcie z Davidem.

'' Czyżby nowa dziewczyna de Gei? '' - zauważyłam taki napis.

- Zazdroszczę Ci - zaczęła Amy - Mam białaczkę - szybko dodała.
Z przerażenia oczy wyszły mi na wierzch. Miała to co ja. Czy mnie też to czeka?
- Też to mam - odparłam drżącym głosem. - Długo już jesteś chora? - zapytałam z ciekawości.
- Kilka lat - odpowiedziała. - Dzisiaj idę na mecz United - uśmiechnęła się do mnie.
Skąd ona miała tyle siły? Zazdrościłam jej tego. Ja byłam słaba. Nie radziłam sobie z tym, a ona się mimo to cały czas uśmiecha.
- Pójdziemy razem? - zapytałam, ponieważ miałam ochotę się oderwać od rzeczywistości.
- Z miłą chęcią - znowu promieniała uśmiechem.
      Poprosiłam lekarzy o wypisanie i razem z Amy poszłyśmy na mecz. Było dosyć tłoczno. Nie lubiłam tego. Spoceni ludzie odpychali mnie od tego miejsca, ale mimo to kochałam je. Kochałam każdą jego część. Old Trafford to coś pięknego. Czułam jak moje serce wariuje. To szczęście. Tak. Pierwszy raz od chwili wiadomości z moją chorobą uśmiechnęłam się. Tłumy kibiców zaczęły śpiewać piosenkę. Dołączyłam się do niech. Zawsze chciałam to zrobić. To nas łączyło. Manchester United był dla nas czymś wspólnym. Moje ciało objęła gęsia skórka gdy chłopacy wychodzili z tunelu. Pierwszy był David i czar prysł.
- Nie chce tutaj być - powiedziałam do Amy, ale ona mnie ignorowała i darła się wniebogłosy.
Co miałam zrobić? Chciałam tu być. Cieszyć się z nimi, ale David wszystko psuł. Jednak czemu mam rezygnować z czegoś co kocham? Z czegoś czego od dawna pragnęłam? Dumna  z siebie i swojej decyzji powróciłam do śpiewania. Spotkanie było pełne nerwów. Już w piątej minucie Manchester City wbił nam bramkę. Padał gol za golem mimo, że chłopacy wkładali w grę tyle serca. Przed gwizdkiem, oznaczającym piętnastominutową przerwę, Manchester City wbił nam kolejnego gola. Widziałam, że kibice rezygnowali z dopingu, ale ja dalej śpiewałam. 
- David będzie miał niezłą suszarkę - powiedziałam sama do siebie. Cieszyłam się. 
To normalne? Chciałam żeby drużyna wygrała, ale cieszyłam się z pomyłek Davida. Widziałam jak patrzy w moją stronę. Cholera jasna, musiał mnie znaleźć wśród tego tłumu? Usłyszałam dzwonek, który oznaczał, że pierwsza połowa dobiegła końca. Miałam piętnaście minut, a potrzebowałam skorzystać z toalety.
- Amy idziesz ze mną ? - zapytałam, ale kiwnęła ręką dając mi do zrozumienia, że nie. Rozmawiała z jakimś chłopakiem, więc nie chciałam jej tego przerywać.
Poszłam sama. Nie wiedziałam gdzie była toaleta. Rozglądałam się nerwowo.
- Szukasz czegoś? - usłyszałam zza swoich pleców.
Obróciłam się i ujrzałam Patricka.
- Co Ty tutaj robisz? - niemalże się wydarłam. Ten chłopak był wszędzie. Nie pasowało mi to.
- Szukasz czegoś? - zignorował moje pytanie, ale nie chciałam się z nim kłócić.
Zaprowadził mnie pod toaletę. Miałam nadzieję, że sobie poszedł, ale gdy wyszłam zauważyłam, że on na mnie czeka.
- Przepraszam Cię Meg - przytulił mnie i podłożył jakąś nasączoną chustkę. Chciałam piszczeć, uciekać, ale nie miałam siły. W końcu odpłynęłam..
      Ocknęłam się i miałam nadzieję, że był to tylko koszmar, ale tak się nie stało. Byłam w jakimś brudnym pomieszczeniu. Doszłam do wniosku, że to piwnica. Zostałam przywiązana do metalowej rury.
- Co się dzieje? - zaczęłam krzyczeć. Miałam nadzieje, że ktoś mnie znajdzie.
Usłyszałam jak ktoś przekręca klucze we drzwiach. Moim oczom ukazał się znowu on. Ten potwór, przez którego pragnęłam uciec ze starej szkoły. Co on tutaj robił? Co ja robiłam u niego? Przypomniało mi się jak Patrick mi coś podkłada pod nos. Czyli jednak on jest jego wspólnikiem. Zrobiło mi się głupio. Dlaczego? Dlaczego on?
- No mała. W końcu Cię mam - podszedł do mnie i powąchał moje włosy. Bolało mnie to. Bolała mnie każda część ciała kiedy do mnie podchodził. - Wrócę wieczorem - dotknął mojego dekoltu. Bałam się tego, że powtórzy to co zrobił mi wtedy. Rozpaczliwie szukałam jakiegoś wyjścia. Na marne. Piwnica nie miała żadnych okien. Kompletnie nic. 
      Czas szybko upłynął. Znowu usłyszałam kroki. Głosy również. Byli oboje. On i Patrick. Patrick był związany. Co to miało znaczyć? Widziałam jak kropelki łez spływają po jego policzkach.
- Zostaw go - powiedziałam gdy wyjął nóż z kieszeni. Dlaczego chciał zabić Patricka, przecież byli wspólnikami? Dlaczego ja go broniłam? To on mnie tu sprowadził, powinnam życzyć mu śmierci, ale nie mogłam. Nie w takiej chwili.
- Wypełnił moją misję. Mam Ciebie - powiedział. Zobaczyłam jakim był psycholem.
- Przepraszam za wszystko Meg, powiedz, że wybaczasz - rzekł płaczliwym głosem Patrick. Co miałam zrobić jak nie wybaczyć?
- Wybaczam - odparłam i sama zaczęłam płakać.
Usłyszałam jego krzyk. Wbił mu nóż w pierś. Patrick leżał na podłodze. Nie miałam pojęcia czy oddycha czy też nie, ani nie mogłam tego sprawdzić, bo wciąż byłam przywiązana. On podchodził już do mnie, aby zrobić to co wtedy. Czułam to. 


___
DZIĘKUJĘ WAM, ŻE TO CZYTACIE.
 

piątek, 19 października 2012

9 ''- Powiedz, że żartujesz.. powiedz - krzyczałam i płakałam.''

Spojrzałam na biurko. Gdzie do cholery był mój list do Davida? Przez przypadek potknęłam się o swoje nogi i upadłam na podłogę. Momentalnie w pokoju znalazła się mama. To było dla mnie niezbyt fajne. Gdyby coś takiego miało miejsce przed chorobą pewnie w ogóle by się tym nie zainteresowała. To było bolesne.
- Gdzie jest mój list? - powiedziałam z wyrzutem w g łosie.
- Usiądź - pomogła mi wstać z podłogi - Ja go mam. Dziś spodziewaj się gościa - powiedziała mi trzymając za ręce.
- O co tu chodzi? - zapytałam zaciekawiona.
W pewnej chwili usłyszałyśmy dzwonek w drzwiach. Mama spodziewała się gościa, a ja kompletnie nie byłam przygotowana. On, mimo to, pojawił się w progu mojego pokoju. Byłam zaskoczona. Nie chciałam wierzyć w to, że tym gościem był David de Gea, ale tak było. Widziałam smutek na jego twarzy. To żadna nowość.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam odruchowo.
Mama wyszła z mojego pokoju. Dlaczego ona zawsze się wściekała gdy widziała Davida?
- Wyjaśnijcie to sobie - dodała ponuro i znikła już całkiem.
Co ja miałam zrobić? Milczeliśmy przez jakiś czas.
- Zabieram Cię gdzie - powiedział pewnie David.
- A dasz mi pięć minut ? - zapytałam, bo byłam jeszcze w piżamie.
     Jechaliśmy dobre pół godziny. Ustaliśmy przed cudownym, a zarazem ogromnym, domem.
- To twój dom? - zapytałam choć byłam tego pewna.
- Tak, chodź - złapał mnie za rękę.
David trzymał mnie za rękę? To było nieprawdopodobne. Zaczęłam się stresować.
      Dom był ogromny. Mieszkał samotnie, a miał tyle pomieszczeń. Po co? Może gdy był z Edurne.. wyobrażałam sobie ją tutaj i gwałtownie puściłam rękę Davida.
- To twój pokój ? - zapytałam gdy weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. 
- Tak. Usiądź - wskazał na łóżko, a ja posłusznie na nim usiadłam.
David zaczął wyjmować spod niego jakąś dziwną skrzynkę. Co w niej miał? Mój wzrok wędrował za jego ruchami. Ściągnął z niej pokrywkę i wyjął jakieś papiery.
- Co to ? - podleciałam do niego i usiadłam obok na podłodze.
- Meg, posłuchaj - zaczął niepewnie i wręczył mi do ręki te zapiski. - To ja. To ja David. Chciałem Ci powiedzieć. Pamiętasz wtedy w aucie? Zaczynałem, ale Ty wybiegłaś, bo bałaś się, że Twoja mama już wstała. Rozmawiałem z nią. Ona wiedziała i zmusiła mnie, abym w końcu Ci to powiedział. To przeznaczenie i ja w to wierzę. Zrozumiałem, że to z Tobą piszę listy. Nie odpisywałem, bo Twoja mama mi zabroniła.Wczoraj jeden list zabrałem z Twojego pokoju - dokończył, a ja nie wierzyłam w to czego słucham.
- Powiedz, że żartujesz.. powiedz - krzyczałam i płakałam.- To nieprawda. - czułam wstyd, przecież listowny David wiedział o mojej chorobie, wiedział co myślę na temat de Gei, wiedział o gwałcie na mnie.
- Nie. Meg, ja się chyba w tobie .. - nie pozwoliłam mu dokończyć, bo wybiegłam z jego domu. 
On zbierał listy ode mnie. Robił to co ja. Traktował to poważnie, ale wiedział za dużo. Nie mógł wiedzieć. Nie byłam na to gotowa. Nie chciałam żeby tak szybko wszystko wiedział. Powiedziałabym mu, ale później.
      - Wiedziałaś! - krzyknęłam wparowując do domu.
 Zamknęłam się w pokoju. Znowu byłam u kresu załamania. To ojciec o nim mówił. Dawał mi znaki, że to ten David. W mojej głowie pojawiły się samobójcze myśli. Wstałam i weszłam do łazienki. Miałam plan. Chciałam w tym momencie umrzeć. Niech mówią, że jestem słaba. Nie zależy mi na tym. Wyjęłam z szafki żyletkę. Nalałam wody do wanny i puściłam głośno muzykę. Zdjęłam z siebie ciuchy i weszłam do środka. Moje ciało przeszedł dreszcz. Pierwsze ukłucie - bolesne, później reszta stawała się już przyjemna. Ostatnie spojrzenie na wodę, która była cała czerwona i nie czułam już kompletnie nic.
 
      Po raz kolejny znajdowałam się w tym miejscu. Białe firanki, biała pościel, aż w końcu mój wzrok zatrzymał się na ręce, która była cała w bliznach. Momentalnie przypomniałam sobie wszystko. Wannę, krwistą wodę, żyletkę. Przeżyłam. Farciara ze mnie. Chciałam ruszyć palcem, ale poczułam czyjąś dłoń.
- Groszek. Co Ty tutaj robisz? - zapytałam widząc go modlącego się.
- Mała. Jeszcze jeden taki wyczyn, a nie daruje Ci tego. Co Ty wyrabiasz? - przytulił mnie. - Mam coś dla Ciebie. - dodał i wyciągnął kopertę ze swojej kurtki.
- Nie chce tego. - odparłam, bo wiedziałam, że to od Davida. - Powiedz lekarzowi, że ma nie wpuszczać tutaj mojej matki i Davida, okej? - zapytałam skrzeczącym głosem.
- Dobrze mała, śpij - pocałował mnie w czoło.
Udałam, że śpię, a gdy Chicha już wyszedł zaczęłam płakać. Na stoliku obok zobaczyłam list. Po cholerę on go zostawił? Nie chciałam go czytać, ale moje serce podążało ku niemu. Wzięłam głęboki oddech i wbrew sobie otworzyłam kopertę.

'' Droga Meg
Teraz gdy wszystko wyszło na jaw mam świadomość tego, że już nigdy się do mnie nie odezwiesz. Dziękuję Ci zatem, że byłaś moim oparciem. Moim światłem w tunelu.  Dzięki Tobie odnalazłem swoją ścieżkę, zrozumiałem, że mogę się zmienić.To jest dla Ciebie, ale Ty jesteś wieloma osobami. Jesteś ludźmi, którzy są mi bliscy teraz. Jesteś ludźmi, z którymi chcę być blisko, mimo tego że trzymam ich na dystans. Jesteś ludźmi, na których będzie mi zależeć, dopóki kolejny raz ich nie odepchnę, żeby wyrzucić ich ze swojego życia. Jesteś częścią mnie, która wciąż próbuje zrozumieć, kim jestem. Zależy mi na Tobie, ale jeśli będziesz chciała skończyć tą znajomość to ja się usunę w cień. Obiecuję. Wciąż będę miał jednak nadzieję, że odbudujemy to co ja zepsułem. Przepraszam.
 David.''

Znowu zalałam się łzami. Przedarłam list na pół. Byłam zła na siebie, na niego, na mamę, na cały świat. Dlaczego nie pozwolili mi już odejść na wieki? Trzymając kopertę poczułam, że coś tam jeszcze jest. Okazało się, że to bilet na mecz. Na pewno był on od wszystkich chłopaków. Troszczyli się o mnie mimo, że ledwo się znaliśmy. Dlaczego miałabym nie skorzystać z takiej okazji?

__ 
PRZEPRASZAM, ŻE TYLE MUSIELIŚCIE NA NIEGO CZEKAĆ.

czwartek, 11 października 2012

8. ''- Jesteś chora - powiedział - Poważnie chora.''

      Po godzinie rozmowy chłopacy musieli już wracać do swoich obowiązków. Miałam okazję, aby trochę odpocząć. Zamknęłam oczy usiłując się zdrzemnąć. W myślach miałam Davida. Wpadłam na pomysł, aby odpisać mojemu, jak mniemałam dotychczas, listownemu przyjacielowi. Wyjęłam kartkę i długopis.

'' Dlaczego chcesz to wszystko skończyć? Właśnie trafiłam do szpitala. Nie wiem co mi jest. Zemdlałam po odczytaniu Twojego listu. Coś nie tak? Znowu coś się stało? Twoja była się odezwała? Proszę Cię.. powiedz mi. Nie chce żyć w niepewności. Jest mi strasznie źle i smutno. Wracając do domu zawsze oczekiwałam na list od Ciebie. Chcę żeby było tak nadal. Daj mi jakiś znak, że nie jestem Ci obojętna. ''

Nie dokończyłam, bo usłyszałam jak ktoś wchodzi do sali.
- Zapomnieliście czegoś? - wykrzyczałam, bo byłam pewna, że to groszek i spółka.
- Widzę, że nie jestem pierwszy - moim oczom ukazał się David.
- No twoi koledzy byli o niebo szybsi, ale w porządku - powiedziałam. - Mógłbyś coś dla mnie zrobić?
- Dla ciebie wszystko. Co jest grane? Zrobić ci herbaty? Przesunąć poduszkę? - pytał nerwowo.
- Nie. Spokojnie. Wyślesz to dzisiaj? - podałam mu wcześniej napisaną kartkę.
- Jasne - odparł. W jego oczach pojawiło się skrępowanie.
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Wszystko w porządku. Spotkamy się jutro, bo muszę już lecieć. Odpoczywaj. - odparł i uścisnął moją dłoń w celu pożegnania.
Dlaczego tak szybko? Niezbyt wiedziałam co się stało. Miałam wrażenie, że uczestniczę w jakiejś chorej grze gdzie mam marną rolę. Mimo wszystko nie chciałam brać w niej udziału. Pragnęłam doznać w końcu spokoju.
- Witaj Mee.. - lekarz wparował do sali przerywając moje myśli - Me..g - dokończył. - Jak się czujesz?
- Całkiem dobrze. Wypiszecie mnie dzisiaj? - odparłam.
- Jesteś chora - powiedział - Poważnie chora.
W tym momencie w mojej głowie pojawiły się miliony myśli. '' Poważnie chora'' ? To nie brzmiało dobrze. Uleciał ze mnie cały entuzjazm. Dlaczego, gdy wszystko się układa wspaniale, w pewnym momencie się to psuje? W moich oczach pojawiły się łzy. Wiedziałam, że zaraz dowiem się czegoś o czym wcale nie chcę wiedzieć.
- Białaczka - uścisnął moją dłoń. - Prawdopodobnie zostały Ci tylko 4 miesiące życia - widziałam, że ciężko było mu przekazywać takie informacje. Jak ja mogłam się czuć? Czy ojciec tak bardzo chce mnie do siebie zabrać? Byłam pewna, że moja beznadziejna gra dobiega końca. Cztery miesiące to dużo czy mało? Miałam wrażenie, że to multum czasu, później zaś, że garstka. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Wiedziałam, że nie mogłam pokazać mamie mojego upadku. Nie chciałam żeby miała później, po mojej śmierci, jakiekolwiek wyrzuty sumienia. Nie była niczemu winna. W jednym momencie przypomniało mi się całe dzieciństwo. Wspólne obiady, wspólne spędzanie czasu.. W domu było całkiem inaczej. Byliśmy przy sobie w złych i dobrych chwilach, a później wszystko się posypało. Chciałam żeby w tych ostatnich czterech miesiącach mama dała mi, a ja jej, tyle miłości ile nie dałyśmy sobie dotychczas. W pewnej chwili do sali wparowała właśnie ona.
- Ciicho - powiedziała do mnie i uścisnęła jak najmocniej. Obydwie zaczęłyśmy płakać. Przynajmniej tyle nam zostało. Byłyśmy bezsilne.
- Mamo proszę cię nie mów chłopakom z klubu, że jestem aż tak chora,proszę.. - wydukałam - Nie chcę litości. Obiecujesz, że nie powiesz?
- Kochanie, kocham cię - siedziałyśmy w objęciach przez chwilę.
Lekarz obserwował całą sytuację.
- Dziś cię wypisujemy. Możesz się pakować - powiedział, a ja nie wiedziałam czy mam się cieszyć, czy wręcz odwrotnie. Cały czas w głowie miałam te słowa '' cztery miesiące ''. Chciałam o tym nie myśleć.

       Po kilku godzinach dojechałyśmy do domu. Wchodząc wszędzie było ciemno.
- Mamo ..- zaczęłam.
- NIESPODZIANKA! - krzyknęli wszyscy przerywając mi. Cała drużyna, z Fergusonem i Patrick'iem, niestety Patrick'iem, stali w moim domu.
- Dziś jakieś święto? - zapytałam zdziwiona. Sama nie wiedziałam czy chcę ich widzieć, czy nie chcę.
- Tak, nasza mała wróciła ze szpitala - powiedział groszek i mnie przytulił.
Wiedziałam, że muszę ukryć swój smutek. Nie mogłam rozkleić się przy nich. Moje oczy zaczęły podążać ku Davidowi. Tym razem był na czas. Jego oczy również patrzyły w moją stronę. Wszyscy już się rozgościli.
- Cześć - powiedział do mnie David - List dostarczony - dodał.
- Dziękuję ci bardzo - odpowiedziałam. Miałam chęć posłania mu buziaka, ale doszłam do wniosku, że się boję. On był strasznie zamknięty w sobie, a to mnie jeszcze bardziej do niego przyciągało.
- Co on tutaj robi? - zapytał rozzłoszczony David, a ja od razu wiedziałam o kogo mu chodzi.
- Meg, chodź na chwilkę - mama podeszła do mnie dziwnie spoglądając na Davida. Posłuchałam się jej. Zaprowadziła mnie ona do Patricka.
- Cześć - powiedział - Jak dobrze, że już wyszłaś.
- Fajnie - odparłam. - Możesz mi powiedzieć dlaczego.. - nagle dostałam sms'a. Wyjęłam telefon, choć wiedziałam, że to nie w porządku, i go odczytałam.

            '' Nie widać po Tobie, że wyszłaś ze szpitala. Jesteś tak samo piękna smarkulo. Niedługo się zobaczymy. J.''

Wystraszyłam się. Po inicjale zrozumiałam, że był to Joe. Wspomnienia znowu wróciły. Noc z grudnia ponownie była przed moimi oczami. Spojrzałam na Patricka. On coś ukrywał, a ja byłam tego pewna. Poszłam do swojego pokoju, bo czułam, że zaraz pęknę. Wzięłam kartkę i długopis. Tak, pisałam do Davida. On był moją małą odskocznią od problemów.

'' Cześć.. 
W sumie.. Nikomu miałam o tym nie mówić, ale Tobie mogę. Jestem chora, mam białaczkę. Nie piszę tego po to żebyś się nade mną ulitował. Piszę, bo chcę się wygadać. Facet, który mnie zgwałcił .. napisał mi sms'a. Boję się go strasznie. Póki co nie powiem o tym mamie. Ona i tak ma już za dużo zmartwień. Odezwij się czasem, proszę. Potrzebuję Cię.

Meg.''

Wyszło jak chciałam. Krótko i na temat. Włożyłam w kopertę i położyłam się do łóżka. W szybkim tempie usnęłam. 
      Czułam jakby ktoś mnie całował w czoło. To był słodki pocałunek. Znałam te perfumy. Ocknęłam się. Nie wiedziałam czy to był sen czy tak było naprawdę. Na dole nikogo już nie słyszałam. Głupio postąpiłam. Zostawiłam ich samych z mamą. Spojrzałam ..

____ 
Jest 8 :) Pierwsze co powiem to, że przepraszam za tak długie czekanie. Mam szkołę, ale staram się jak tylko mogę. Mam jeszcze wiadomość.. Ostatnio założyłam twittera, więc można obserwować lub cokolwiek TU.   Twitter nieco się zmienił, ale myślę, że pomału się odnajdę. Nie oceniam tego rozdziału...Pozostawię to Wam. Do następnego :*


piątek, 5 października 2012

7. '' - Długo z nim piszesz? - w ręku trzymała kopertę.''

Wtulona w jego bluzę położyłam się ponownie do łóżka. W mojej głowie w pewnym momencie pojawił się tata. Nie poczułam nawet kiedy zasnęłam.
   
      Przyszedł do mnie. Czułam go. Czułam jego obecność. Czego on ode mnie chciał? Nie dosyć, że za życia nie dawał mi spokoju to również gdy umarł nie przestawał. To był pierwszy raz od śmierci kiedy mi się objawił. Jego postać była szara, a twarz rozmazana.
- Uważaj na niego. On jest niebezpieczny. - powiedział do mnie. O kim mówił? O Davidzie? Nie! To niemożliwe.
- Wykorzystuje cię, bo ktoś mu tak rozkazał. Zaufaj mi. On chce cie do niego zaprowadzić. Zerwij z nim znajomość - dodał i znikł gdzieś w otchłani. Czy to normalne, że rankiem pojawiają się duchy ? Zerwałam się z łóżka cała mokra. To był koszmar.  O kim on mówił? Spojrzałam na zegarek, który wskazywał na godzinę jedenastą. Zwlokłam się z łóżka, bo poczułam, że mój żołądek potrzebuje czegoś do zjedzenia. Zeszłam do kuchni w której nie było żadnego pieczywa. Mogłam się tego spodziewać. Matka była tak zalatana i zajęta pracą, że nie robiła rano zakupów. Założyłam buty i powędrowałam do spożywczaka, wciąż mając na sobie bluzę Davida. Po zakupach znowu zauważyłam mężczyznę, który mnie obserwuje przez dłuższy czas. Postanowiłam udać, że po coś wracam i szłam w jego kierunku. Miał spuszczony wzrok.
- Patrick?! - wykrzyczałam na całą ulicę. Nic nie odpowiadając uciekł. To był on? Nie chciałam tego. Po co on mnie śledził? To przed nim ostrzegał mnie ojciec? Wszystko było dla mnie niezrozumiałe.

- Mamo co Ty tu robisz? - zapytałam wchodząc do domu.
- Wróciłam wcześniej - powiedziała i złapała się za głowę. - Długo z nim piszesz? - w ręku trzymała kopertę.
- Coś około miesiąca - odparłam. - A dlaczego pytasz?
- Tak tylko.. Lubisz go? - zapytała, a ja miałam coraz więcej myśli w głowie. Do czego jej to było potrzebne.
- Książkę piszesz?
- W takim razie nie oddam Ci listu - jak zwykle chciała zrobić mi na złość.
- Przepraszam. Lubię go. Jest kochany. - odparłam i wzięłam swoją kopertę.
Wyraz twarzy mojej matki był dziwny. Miała srogą minę. Nie wnikałam w to czy coś się stało czy też nie. Poszłam do pokoju i z radością na twarzy otworzyłam kopertę.

                                                                           '' Meg! 

Musimy skończyć pisać. Nie umiem Ci tego wytłumaczyć. Kiedyś o wszystkim się dowiesz.

                                                                                                                     David ''

Momentalnie zrobiło mi się słabo. Mój twarz zalał smutek, a do oczu napłynęły łzy. Dlaczego musimy skończyć pisać? Co chciał mi powiedzieć przez '' kiedyś o wszystkim się dowiesz'' ? Czułam jak krople spływają po moich policzkach i wpadają wprost na kartkę, rozmazując przy tym literki. Co miałam zrobić? Odpisać czy nie odpisać? W którymś momencie poczułam jak upadam. Potem nie było już nic. 


- Musimy ją zostawić na obserwacji - usłyszałam jakieś szepty. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Próbowałam otworzyć oczy, ale miałam rozmazany obraz. Białe zasłony i dziwne kabelki w mojej skórze dały mi do zrozumienia to, że znajdowałam się w szpitalu. 
- Co się dzieje? - zapytałam, a przy mnie od razu pojawiła się mama. - Mamo co się dzieje? 
- Nic. Zemdlałaś słońce. Wszystko będzie dobrze. Zostaniesz na obserwacji - powiedziała i pocałowała mnie w czoło. Po tym zapadłam w sen.
      Wszędzie było biało i pusto. W głębi znowu widać było jakąś sylwetkę. Tym razem się nie bałam. Znowu był to tata.
- Tato. To Patrick prawda? - zapytałam go. Byłam tak bardzo ciekawa czy to o nim mówił zeszłej nocy.- Tato powiedz, że to nie David. 
- Tak to Patrick, masz rację. Bądź ostrożna.- odparł i znów znikł.  Był w tym dobry. W znikaniu gdy najbardziej się go potrzebowało.

- Meg. Meg obudź się. Wszystko w porządku? - słyszałam jakiś znajomy głos. Otworzyłam oczy. Przede mną ukazał się groszek.
- W porządku. Co Ty tu robisz? - zapytałam. 
- Strasznie krzyczałaś, więc myślałem, że coś się stało. Przyszedłem, bo się martwię - odparł - Tutaj dla Ciebie kwiaty. Wyglądasz cudownie - powiedział jak zwykle ze swoim niebiańskim uśmiechem. - Za chwilę zjawi się Rafael, Evans i Tom - dodał, a ja omal znowu nie zemdlałam.
- Jesteście strasznie kochani - westchnęłam, a Javier złapał mnie za rękę.
Po jakiś 5 minutach w sali byli już chłopacy. Każdy coś od siebie przyniósł.
- Tutaj nasza piosenka dla ciebie - powiedział Rafael i odtworzył mi ją. Nie mogłam się opanować. Grali niesamowicie, ale śpiewali .. może lepiej gdyby tego nie robili.
- Dziękuję wam. - powiedziałam - Pięknie śpiewacie - wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
- Wracaj do zdrowia mała - powiedział groszek. Mała? W sumie to było strasznie miłe.
- A od Tomcia słodki buziak - powiedział Cleverley i pocałował mnie w policzek. Momentalnie poczułam jak na mej twarzy pojawia się burak.
- Ja mam czekoladki - wręczył mi nieśmiało Evans. Był zdenerwowany, bo drżały mu ręce.
- Nachyl się - powiedziałam, a gdy on to zrobił dałam mu buziaka za słodycze. Widziałam zmieszanie na jego twarzy, na ustach zaś uśmiech. W sali rozlegał się szum pisków. Rafael zaczął gwizdać.
- Jak dzieci - powiedziałam i znów się śmiałam. Przy nich nie można było siedzieć spokojnie. Dawali mi tyle sił i tyle powodów do uśmiechu.

___ 
7 :) Dziękuję za tyle pozytywnych komentarzy, które dodają mi sił na dalsze pisanie :3

wtorek, 2 października 2012

6. ''- Meg. Masz ochotę na spacer? - zapytał mnie.''

- Z miłą chęcią - odparłam mimo, że byłam strasznie zmęczona. Poszliśmy na lody i rozmawialiśmy. Patrick cały czas się na mnie patrzył przez co czułam się bardzo zawstydzona. Nie lubiłam jak ktoś spoglądał mi prosto w oczy. Poczułam jak przybliża się do mnie i dotyka ręką mojego policzka. Czego on ode mnie oczekiwał? Miałam w głowie chaos. To był zwykły koleżeński wypad. Przynajmniej dla mnie. Patrick musnął moje usta, ale ja gwałtownie go odepchnęłam. Nie miałam w zwyczaju całować się z pierwszym lepszym kolegą. Byłam nieco inna. Dałam do zrozumienia Patrick'owi, że jestem wściekła i wybiegłam z lodziarni wprost do domu. 
      W drodze cały czas miałam w głowię zdarzenia z przed momentu. Naprawdę nie mogłam sobie tego ułożyć w jakąś logiczną całość. Wchodząc do domu na stole widziałam list. Oczekiwałam go bardzo długo i w końcu się doczekałam. Pędem zamknęłam się w pokoju, aby w spokoju go otworzyć. David napisał mi, że u niego wiele się zmieniło przez te dni. Poznał jakiś znajomych i oswaja się z myślą, że jest sam. Postanowiłam mu odpisać. 

                                                                            '' David!

             Nie uwierzysz. Wraz z mamą przeprowadziłam się do Manchesteru United dlatego wtedy tak późno odpisałam, bo zapomniałam wysłać list gdy byłam jeszcze w starym mieście. Myślę, że nie jesteś o to zły.   Moja mama dostała pracę jako psycholog piłkarzy Manchesteru United. To wspaniałe. Czyż nie? Dzięki niej ostatnio poznałam chłopaków. Kocham tę drużynę odkąd pamiętam, więc to był dla mnie najważniejszy dzień w życiu. Są niesamowicie zabawni, ale najbardziej przyciągnął mnie do siebie David de Gea. Kojarzysz go? Młody, przystojny bramkarz, który odwiózł mnie ostatnio do domu. Trochę się o niego martwię, bo był bardzo smutny. Nie mam komu innemu się zwierzyć, więc robię to Tobie.[...]

List był o wiele dłuższy opowiadający również o incydencie z Patrick'iem i o facecie, który miałam wrażenie, że mnie śledzi.Od razu go wysłałam, bo chciałam jak najszybszej odpowiedzi. Później, wraz z mamą, wzięłyśmy się za poszukiwania nowej szkoły. Bałam się jej. Nie wiedziałam czy zostanę tam zaakceptowana. Chciałam iść do liceum o profilu psychologicznym tak jak sobie wymarzyłam. Mama do końca tygodnia miała już mi wszystko załatwić. Było już późno, więc postanowiłam się położyć. Patrick nie odpuszczał i cały czas dobijał się do mojego telefonu. Ja jednak nie miałam ochoty na rozmowę z nim. 

      Obudziło mnie jakieś walenie w szybę. 
- Jeśli to on to go zabiję - powiedziałam do siebie, bo byłam przekonana, że to ten natręt. Otworzyłam okno i zauważyłam tylko sylwetkę. Był to mężczyzna.
- Meg. Masz ochotę na spacer? - zapytał mnie. Byłam pozytywnie zaskoczona, bo po głosie rozpoznałam, że był to David de Gea. Serce podchodziło mi do gardła. W piżamie wyszłam do niego na dół tak, aby nie obudzić mamy. 
- Oszalałeś? - zapytałam z radością wypisaną na twarzy. 
- Ja nie, ale Ty chyba tak, bo założę się, że jutro będziesz chora - odparł, a ja spuściłam wzrok na dół. Rzeczywiście nic na siebie nie ubrałam, a było strasznie zimno. Nagle poczułam jak ktoś mnie czymś okrywa. Tak. To David dał mi swoją bluzę. 
- Dziękuję - powiedziałam. Miałam wrażenie, że robię z siebie idiotkę. - A Ci nie będzie zimno? 
- Nie będzie - powiedział, ale mimo to ja dalej miałam wyrzuty sumienia.- Wiesz.. Zasypiałem i musiałem po prostu do Ciebie przyjechać. Coś wewnątrz mnie mi kazało. - rzucił nagle.
- .. nie wybaczę sobie tego jeżeli jutro Ty będziesz chory - odpowiedziałam po dłuższej chwili namysłu. - David ktoś chyba nas śledzi - prędko powiedziałam mu na ucho, bo zobaczyłam za krzakiem znowu tego samego faceta co koło poczty.
-  Chodźmy do samochodu to żadne nie zmarznie. - powiedział specjalnie głośno, a ja się zgodziłam.
Weszliśmy do auta, które nie było mi obce. Czułam się trochę bezpieczniej. 
- Meg, posłuchaj - zaczął, a ja mimowolnie spojrzałam na zegarek.
 -  Jezu Chryste już szósta? Moja mama zaraz wstaje. Muszę iść,przepraszam - wybiegłam z auta słysząc tylko '' ale..'' Davida. Byłam na siebie zła. Dlaczego teraz ? Słyszałam piski opon co oznaczało, że odjechał. Doszło do mnie to, że miałam na sobie jego bluzę. Zaczęłam ją wąchać dzięki czemu czułam go blisko. Szybko pobiegłam do pokoju tkwiąc w nadziei, że mama niczego nie zauważyła.


___
Jest sobie szósty. Przepraszam, że nie dłuższy. </3

piątek, 28 września 2012

5. '' Strach, a potem szczęście na przemian mieszały się we mnie. ''

Usiedliśmy w kręgu. Ja zajęłam miejsce obok mamy i Vidy. Byłam bardzo zestresowana, ale starałam się opanować.
- Meg, żujesz tę gumę niczym Sir Alex Ferguson - powiedział nagle Rio i wszyscy wybuchnęli śmiechem wraz ze mną.
- Uczę się od najlepszych - odparłam, a wszyscy momentalnie spojrzeli na mnie.
- Chciałem powiedzieć, że Rafael puścił .. bąka - rzucił niespodziewanie Evra,a wszyscy ponownie parsknęli śmiechem. Rafael lekko się zaczerwienił.
- Nieprawda - próbował się bronić, ale to było zbędne, bo chwilę potem musieliśmy otworzyć okna.
Mama ich uspokajała. Chłopacy mieli niesamowite poczucie humoru i byli bardzo otwarci. Czułam się nieco skrępowana tym, że mam słuchać ich problemów, więc postanowiłam wyjść z sali mimo tego, że namawiali mnie abym z nimi została. Chciałam zamknąć za sobą drzwi ale pojawił się w nich David de Gea. Zastanawiałam się dlaczego już stamtąd wychodził. Gdy siedziałam w środku widziałam, że był smutny i zamyślony. Praktycznie w ogóle się nie odzywał. Czy to był prawdziwy David? Nie wydawało mi się. Gdzie ten chłopak, który ukradł pączka w sklepie?
- To Ty jesteś Meg - spojrzał na mnie swoimi oczami.
      One były cudowne. Zatopiłam się w nich. Każdy centymetr jego ciała był czymś wspaniałym. Chciałam go dotknąć. Wystawił w moim kierunku swoją dłoń, abym ją uścisnęła. Patrzył na mnie dosyć podejrzanie. Mogłam mu się wydać totalnie świrnięta, bo nie spuszczałam z niego wzroku. Robiłam to tylko gdy on patrzył mi prosto w oczy. Czułam się wtedy zawstydzona.
- Tak. Ja jestem Meg - uścisnęłam jego rękę, a moje ciało przeszedł dreszcz.
      To było inne uczucie niż zwykle. Strach,a potem szczęście na przemian mieszały się we mnie. Nie docierało do mnie jeszcze to kogo właśnie poznałam.
- Wiesz.. Wyszedłem stamtąd, bo chcę sam na sam porozmawiać z panią psycholog,twoją mamą. To nie jest tak, że mam tajemnice przed kolegami, bo oni o tym wiedzą.. - David zaczynał mi się tłumaczyć.
- Rozumiem - odpowiedziałam i zapadła dosyć krępująca cisza. - Miałam w planach powrót do domu, więc.. - dodałam pośpiesznie.
- Mogę Cię chociaż odwieźć ? - Nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam. David chciał mnie odwieźć do domu? To spełnienie najskrytszych marzeń. Zgodziłam się na to i z uśmiechem, jak i również skrępowaniem, wsiadłam do jego auta. Już przy wejściu zaatakował nas tłum paparazzi. Tego najbardziej im, sławnym ludziom, współczułam. Praktycznie nie mieli prywatności. Na początku była krępująca cisza, a w tle leciała delikatna muzyka. Spojrzałam ukradkiem na jego twarz. Znowu był smutny. Dlaczego? Czy miał jakieś powody do tego? Później doszłam do wniosku, że jest tylko człowiekiem i tak jak inni ma prawo do smutku.
- Przepraszam, że zapytam..wiem,że to nie na miejscu i wiem, że kobiet o to się nie pyta.. - zaczął,a ja wiedziałam do czego zmierza.
- W grudniu kończę 16 lat - przerwałam mu. Wiedziałam, że on ma 22 lata. Ale co z tego? Tylko wracałam z nim do domu. Czy to coś strasznego? Po mojej odpowiedzi zobaczyłam na jego twarzy uśmiech. Nieziemski uśmiech, który dodał mi sił na resztę dnia. Dojechaliśmy już pod mój dom. 
- Do zobaczenia - odparł David. Do zobaczenia? Nie wiedziałam co to miało znaczyć, ale odpowiedziałam to samo. Spojrzeliśmy jeszcze na siebie przez moment i nagle Davida już nie było. Na drodze jednak znowu zobaczyłam jakiegoś mężczyznę. Nie miałam wątpliwości, że był to ten sam co wczoraj przy poczcie. Czego on ode mnie chciał? Zaczynałam się go bać, więc szybko weszłam do domu i zamknęłam się na klucz.
 Zaraz po tym usłyszałam telefon przez który omal nie zeszłam z tego świata.
- Czego? - powiedziałam niemiło. Nie miałam pojęcia kto dzwoni, a byłam zdenerwowana. 
- Patrick z tej strony. To co dasz mi się dzisiaj porwać? - zapytał. Porwać? To było dwuznaczne, ale aby więcej mnie nie nękał zgodziłam się na spotkanie. O 17 miał być po mnie i razem mieliśmy wyjść do kina. Została mi godzina czasu, więc od razu poszłam wziąć kąpiel na którą naszła mnie nagła ochota. Ubrałam się w bluzę i legginsy. Angielska pogoda nie należała do wspaniałej, a ja byłam strasznym zmarzluchem. Pukanie do drzwi dało mi do zrozumienia, że jest równa 17. Ten chłopak na pewno by się nie spóźnił. 
- Witam - powiedział, a ja uśmiechnęłam się sama do siebie, bo moje domysły się sprawdziły. 
 - Cześć - zamknęłam dom i na pieszo poszliśmy w stronę kina.
Patrick pokazywał mi mniej więcej gdzie co jest. Mieszkał tutaj już od roku. Sprawiał wrażenie całkiem fajnego chłopaka. Polubiłam go. Zapominałam o tym, że był strasznie natrętny. Trochę nas łączyło. On również stracił ojca. Obejrzeliśmy jakiś film. W sumie to nie miałam pojęcia jaki. Patrick go wybierał, a mnie strasznie nudził, więc w którymś momencie zasnęłam. 
- Był nudny prawda? - powiedział przy wyjściu Patrick.
- Nie. Ten film był wspaniały. - skłamałam, bo nie chciałam go zranić.
- Szczególnie pamiętam moment gdy zasnęłaś na moim ramieniu. - jednocześnie wybuchnęliśmy śmiechem.
- No dobrze był nudny, ale wygodnie się spało - odparłam.
- Może pójdziemy na jakieś lody ? - zaproponował Patrick. 

______
No i mamy już 5 :) Pewnie w weekend już niczego nie dodam, bo mam występ, lekturę do przeczytania, jeszcze jedną książkę, lekcje, a przede wszystkim MECZ! Jutro gramy z Tottenhamem. Martwi mnie to, że nie ma znowu Vidy przez kontuzję, ale z drugiej strony cieszę się bo uwielbiany przeze mnie Evans nabierze pewności i większego doświadczenia. Ogólnie kontuzje bardzo martwią i mam nadzieje, że kiedyś się skończą. Miłego czytania i miłego weekendu. :3